Piłkarskie polskie sprawy okiem Pawła Czado

Mecze polskich spraw. Jak Cieślik ograł Chruszczowa, Lubański uciszył Anglików, a Nawałka zatrzymał Niemców

Piłkarskie polskie sprawy okiem Pawła Czado

Paweł Czado


Udało się to tylko trzem piłkarzom!

Wiedziałem czego spodziewać się po „Meczach polskich spraw” Stefana Szczepłka i… nie zawiodłem się.

Paweł Czado

Dla miłośników dziejów polskiego futbolu historie zawarte w książce niby generalnie są znane, ale Szczepłek to tak wytrawny autor, że… potrafi zaskoczyć. Przywołując pamiętne spotkania Biało-Czerwonych – wybrał ich czternaście między 1921 a 2018 rokiem – opowiada jak sytuacja polityczna, czasem gospodarcza,  wpływała na futbolową kondycję reprezentacji Polski. Naturalne więc, że snując tę opowieść zagląda na murawę, ale i – a może przede wszystkim – poza nią.

***

Stefan Szczepłek to idealny autor dla opowieści tego rodzaju. Z dwóch powodów.

Po pierwsze – ma niezbędne doświadczenie, zdobyte nie za biurkiem, ale w setkach podróży za reprezentacją i w jej sprawie. Był blisko kadry od jej najlepszych czasów czyli pierwszej połowy lat 70. To doświadczony i obyty reporter.

Po drugie – ma warsztat. Nie pisze pod publiczkę, unika krzykliwych fraz. Potrafi opowiadać, czyni to –  najkrócej ujmując – zajmująco. To się czyta; w trakcie lektury nie doskwiera piach pod powiekami a kartki nie szeleszczą gdy się je przewraca.

Właśnie to jest najważniejsze w tym, ale chyba i każdym innym przypadku. Dla mnie przy wyborze książki istotne jest tylko i wyłącznie jedno: musi być ciekawa. Ta jest. W ogóle i w szczególe.

Stefan Szczepłek potrafił mnie wciągnąć, potrafił zaskoczyć i zaciekawić – choćby opowieścią, że po odzyskaniu niepodległości zlepianie państwowości z trzech zaborów powodowało zaskakujące trudności: w Galicji początkowo ciągle obowiązywał ruch lewostronny: aż do roku 1922 podróżny jadący samochodem z Warszawy do Krakowa przed Radomiem musiał zmienić stronę jazdy z prawej na lewą!

Myślałem, że wiem prawie wszystko o Hubercie Kostce, legendzie Górnika Zabrze. Wiadomo, że to nieprawda… Historię o tym, ze w 1968 roku w nietypowy sposób wyróżniał się w meczu z reprezentacją Brazylii w Warszawie, przeczytałem po raz pierwszy.  Włożył wtedy efektowna zieloną koszulkę, którą przywiózł z rozegranego miesiąc wcześniej meczu z Irlandią w Dublinie. Nie odpruł jednak emblematu z koniczynką więc z Brazylijczykami… bronił w koszulce Eire! Nikt mu wtedy na to nie zwrócił uwagi. Dziś kiedy dba się o każdy szczegół, nie byłoby to możliwe. Nie dostałby w ogóle pozwolenia na grę w koszulce, którą sam sobie skądś przywiózł…

Skoro o Kostce – muszę zauważyć, że opowieść Szczepłka uzmysławia również dobitnie – jak ważny dla historii polskiego futbolu był/jest Górny Śląsk. Bez jego piłkarzy, klubów, stadionów, kibiców dzieje Biało-Czerwonych potoczyłyby się inaczej. Nie mam wątpliwości, że gorzej.

Reasumując; to książka niekoniecznie dla „twardego” kibica, którego interesuje tylko i wyłącznie co dzieje się miedzy jedną bramką a drugą. Takich chyba nie ma zresztą zbyt wielu… Lektura świetnie uzmysławia jak futbol zmieniał Polskę, ale i jak Polska zmieniała futbol.

***

Jeszcze jedno: jako nastolatek byłem wiernym czytelnikiem tygodnika „Piłka nożna”. Do dziś mam jej wszystkie numery z lat 1985-90. W szkolnych czasach to właśnie ta gazeta wyznaczała mi tygodniowy rytm; w środę wieczorem czułem już lekkie podniecenie, a w czwartek biegłem do kiosku, czasem przynosił mi ją tata, wracając z huty.

Stefan Szczepłek był wtedy jej członkiem, z zainteresowaniem czytałem wówczas jego teksty, niektóre pamiętam do dziś. To właśnie on był korespondentem „Piłki nożnej” na tak fascynujących mistrzostwach świata w Meksyku, w 1986 roku. W „Meczach polskich spraw” autor  przedstawia życie codzienne kultowej redakcji, co po latach – jako dziennikarz – przeczytałem z ogromnym zaciekawieniem. Dziennikarze „PN” byli blisko trenerów i piłkarzy, do ich redakcji wpadali do niej – tak, wpadali, to właściwie słowo – najlepsi polscy piłkarze i trenerzy.

O tym jakie to było zżyte środowisko niech świadczą… testy jakie gospodarze robili gościom. Jednym z elementów „testu korytarza”, który w siedzibie redakcji miał piętnaście metrów było tak podkręcić piłkę z jego wejścia, by wpadła po drugiej stronie w drzwi otwarte szerzej o pięć centymetrów niż jej średnica. Jak zdradza Szczepłek udało się to tylko trzem piłkarzom: Kazimierzowi Deynie, z którym Szczepłek był wyjątkowo zżyty (przed laty napisał nawet biografie małomównego asa Legii), Bernardowi Blautowi oraz Henrykowi Wieczorkowi z Górnika Zabrze.

To były piękne czasy.  

Warto je sobie przypomnieć w tej pandemicznej dobie.

Książka została przekazana do recenzji przez wydawcę.