Yvette Żółtowska-Darska: W sportowcach dostrzegam ludzi, a dziennikarze sportowi często widzą w nich tylko maszyny

fot. Piotr Motek / Burda

Z wykształcenia polonistka, były pracownik takich firm, jak McCann-Erickson, L’Oréal i polskiej edycji Elle. Przez siedem lat jako główna redaktorka TVN Style inicjowała nadawanie takich programów, jak Pani Gadżet, Magiel towarzyski, czy Wiem, co jem. W 2013 roku, po namowach syna, zdecydowała się stworzyć pierwszą książkę piłkarską dla dzieci. Dziś jest już pełnoprawnym członkiem środowiska polskiej literatury sportowej, mając na koncie już piętnaście pozycji wydawniczych. Yvette Żółtowska-Darska w krótkiej rozmowie wyjaśnia, jak zaczęła się jej przygoda z tym rynkiem.

– Krzysztof Baranowski, Sportowa Książka Roku: Myślę, że można powiedzieć, że w środowisku autorów książek sportowych znalazła się Pani poniekąd przez przypadek. Pierwszą publikację udało się bowiem stworzyć dzięki synowi. Jak to wszystko się zaczęło?

– Yvette Żółtowska-Darska: Przyznam, że określenie „przez przypadek” nie brzmi dla mnie jakoś najlepiej. Miałam pomysł nie na jedną książkę, ale na całą serię, a o piłce piszę już od sześciu lat. Taki zupełny „przypadek” więc to chyba nie był. Ale skoro tak Pan to nazywa, niech będzie. Rzeczywiście, zaczęło się dzięki synowi. Piłką nożną interesowałam się okazjonalnie, oglądałam mecze w telewizji i dopiero, kiedy mój syn zaczął grać w klubie w I klasie szkoły podstawowej, spojrzałam na futbol z innej perspektywy niż zza ekranu telewizora. Bywanie na treningach i meczach, słuchanie zawodników (grające dzieci to pełnoprawni zawodnicy) całkowicie zmienia optykę i bardzo rozwija. Poza tym futbol to nie tylko mecze. To przede wszystkim emocje i ludzie. Mój syn zbierał karty z piłkarzami, był żywo zainteresowany, jak zostali sportowcami i skąd pochodzą. Jego idolem był wtedy Leo Messi. Syn był go bardzo ciekawy i zadawał mnóstwo pytań, na które nie umiałam odpowiedzieć. – Dlaczego Messi jest taki niski? – Co to za choroba, przez którą nie urósł? – Skąd pochodzi? Gdzie leży Argentyna, jak trafił do Barcelony… Bardzo mi się te pytania podobały i postanowiłam się dokształcić. Kupiłam biografię Messiego, ale przy okazji także kilka książek o innych piłkarzach. No i… Zachwyciłam się tymi ludźmi i tym sportem.

– Coś ciekawego może Pani polecić?

– Jest dużo fajnych książek, jak biografia Andrei Pirlo czy Carla Ancelottiego, ale moją „futbolową książką życia” jest zdecydowanie „Ibra”, autobiografia Zlatana Ibrahimovicia, Zrobiła na mnie największe wrażenie ze wszystkich książek o piłkarzach, jakie czytałam. Połknęłam ją w jeden dzień jeszcze przed książką o Leo Messim. Pokochałam Zlatana jako człowieka, a dzięki niemu pokochałam też piłkarzy. Zobaczyłam inne oblicze futbolu, niż znałam dotąd. Bardzo wielowymiarowe.

– Jak od tego czasu wyglądały rozmowy z synem?

– Na bieżąco przekazywałam mu to, czego dowiadywałam się o piłkarzach. Na pierwszy ogień poszedł oczywiście Messi. Przyjęliśmy zasadę, że będę mu opowiadać „historie o Leo” przed snem. Przy trzeciej opowieści – jak trzynastoletni Leo przyleciał do Europy i ograł Gerarda Piqué w Fifę na PlayStation – mój syn już w półśnie powiedział : ”Mamo, fajnie opowiadasz. Napisz książkę o Leo.”.

– Podjęła Pani rękawicę.

– Nie miałam wyjścia. Pamiętał o swoim pomyśle i ciągle pytał, czy już zaczęłam pisać. Choć całe swoje zawodowe życie pracowałam w korporacjach i mediach (przez siedem lat jako dyrektor stacji TVN Style – przyp. red.), z wykształcenia jestem polonistką i umiem pisać. Pomyślałam: Czemu nie? Jak ja tego nie zrobię, to kto? Jako fachowiec od marketingu dostrzegłam ewidentną lukę na rynku książek dla dzieci – brakowało biografii piłkarzy pisanych językiem zrozumiałym dla dzieci, a przecież to piłkarze są największymi idolami chłopaków w podstawówce. Dzieciom oferowano albo ilustrowane manuale, jak grać w piłkę, albo nudnawe albumy będące przeglądem starych mundiali. Opowieści o konkretnych piłkarzach, grających tu i teraz, nie było żadnej. Z kolei książki dla dorosłych są dla dzieci zbyt hermetyczne, mają za mało zdjęć, i bardzo niewiele jest w nich jest o dzieciństwie czy młodości piłkarza. A mojego syna, prócz wyników, które oczywiście notował, najbardziej interesował Leo jako człowiek. Ten mały, nieśmiały chłopiec, który stał się totalnym herosem.

– Na tej podstawie napisała Pani książkę.

– Nie tyle napisałam jedną książkę, co wymyśliłam od razu serię książek. Pisząc „Messiego” miałam zaplanowane trzy kolejne tytuły, a wydawcy przedstawiłam konkretną koncepcję graficzną serii: biografie piłkarzy dla dzieci o charakterystycznym, trochę komiksowym układzie zdjęć i – dodatkowo – ilustracjach. Bo moje książki to nie tylko teksty. To także zdjęcia. Od nich dzieci, zresztą dorośli też, zaczynają czytanie. W normalnych publikacjach jest ich zawsze za mało (nie bez przyczyny, zdjęcia to koszt i wydawcy, jak mogą, starają się go zminimalizować). Dlatego postanowiłam, że w moich książkach elementem równie ważnym, co tekst, będą zdjęcia. Ponieważ pasjonuję się fotoedycją, wyszukuję je sama. I nie jest to wcale takie „hop siup”. Połowę czasu tworzenia książki zajmuje mi przeszukiwanie baz agencji fotograficznych i pisanie opisów do zdjęć. Trzecim i ostatnim elementem są rysunki, które zamawiamy z wydawcą u ilustratora „na miarę”. Rolą rysunków jest pokazać to, do czego nie dysponujemy zdjęciami (np. legitymacja małego Leo w Barcelonie).

– Tak powstał bestseller.

– „Messi. Mały chłopiec, który został wielkim piłkarzem” został wybrany przez czytelników Dziecięcą Książką Roku 2014, a do dziś przekroczył 100 tysięcy sprzedanych egzemplarzy. Ma 10 edycji międzynarodowych. Po „Messim” była – dla równowagi – opowieść o Cristiano Ronaldo, a potem, oczywiście, mój ukochany „Ibra”. I tak to wszystko poszło.

– Wspomniała Pani o tych trzech piłkarzach, później padło na Lewandowskiego, Neymara, czy Pazdana. Teraz nagle postawiła Pani jeszcze nietypowo na Roberta Kubicę. Dlaczego?

– Robert Kubica jest odmianą, wyjątkiem potwierdzającym regułę. Nie planuję chwilowo opisywania innych dyscyplin, ponieważ dla mnie żaden sport nie równa się piłce. I na żadnym nie znam się tak jak na futbolu. Kiedy jednak stało się wiadome, że Robert Kubica wróci w tym sezonie do ścigania, dostawałam sporo pytań i próśb, żebym napisała o nim książkę. Taką w „moim stylu” – dużo o dzieciństwie Roberta i o dojściu do Formuły 1 (w książce objaśniam nie tylko F1, ale także karting i juniorskie serie wyścigowe). Robert to arcyciekawy bohater dla dzieci. Książka o nim i o Formule 1 to był dla mnie także element samorozwoju i podróży po nowej dyscyplinie sportu, którą zgłębiałam dopiero od jakiegoś czasu. Dzieci na ten temat też mają deficyt informacji. O ile piłka nożna jest popularna, o tyle tutaj mamy wyścigi bolidów i mało które dziecko wie, jakie są kulisy tego sportu. Spójrzmy zresztą, jak często sami dorośli mylą wyścigi z rajdami.

– Któremu z bohaterów swoich książek powierzyłaby Pani opiekę nad swoim dzieckiem?

– Michałowi Pazdanowi i Leo Messiemu.

– Dlaczego akurat im?

– Według mnie są fantastycznymi ojcami, rozumieją dzieci i mają z nimi świetny kontakt. Potrafią też przekazać swoją pasję i rozmawiać na ten temat z dziećmi. Ale to nie oznacza, że inni tego nie potrafią. O tych dwóch piłkarzach jako o ojcach mam akurat dużą wiedzę. Michała poznałam osobiście, on poznał mojego syna i widziałam relację między nimi. Leo –od lat śledzę jego media społecznościowe i niezmiennie jestem zafascynowana, jakim jest ojcem, jaka jest chemia między nim a jego trzema synami.

[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”auto” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]Rozmawiał Krzysiek Baranowski[/dropshadowbox]