Po prostu Mo

Po prostu Mo

Mo_FarahAutobiografie sportowców bywają różne. Czasem autorzy wspomnień zaskakują ciekawą formą opisu swojego życia, czasem wyróżniają się zabawnym lub ciętym językiem, zdarza się też, że nie piszą szczególnie interesująco. Okazuje się jednak, że wcale nie trzeba być świetnym pisarzem, aby napisać wciągającą biografię. Wystarczy przeżyć mnóstwo niesamowitych przygód, a później po prostu napisać o nich w książce.

Tak właśnie uczynił Mo Farah w swojej autobiografii, którą zatytułował „Siła ambicji”. Przed sięgnięciem po lekturę napisaną przez tego biegacza, wiedziałem o nim mniej więcej tyle, ile przeciętny kibic. Wiedziałem, że urodził się w Somalii, że startuje w barwach Wielkiej Brytanii, do której przeniósł się w dzieciństwie i że jest podwójnym mistrzem świata z Moskwy, a także dwukrotnym złotym medalistą olimpijskim z Londynu. Kiedy zagłębiałem się w kolejne strony książki, zaczynałem zdawać sobie sprawę z tego, jak powierzchowne były to informacje. Historia Mo Faraha jest bowiem niesamowicie głęboka i intrygująca, stąd też nic dziwnego, że czytanie o życiu brytyjskiego sportowca było zajęciem bardzo przyjemnym. Ani się nie obejrzałem, jak przebrnąłem przez ponad 230 stron, na których o swoich przygodach opowiada Mohamed.

Szukając swojego miejsca
To, co nieznane, intryguje. Potwierdzeniem tej tezy są pierwsze strony książki, w której Mo Farah opowiada o swoim życiu w Somalilandzie. Tak, to właśnie w tym państwie, nieuznawanym przez społeczność międzynarodową, wychowywał się w pierwszych latach swojego życia. Sportowiec wyjaśnia, że to kraj z własną walutą, stolicą i hymnem, który w 1991 roku ogłosił secesję od Somalii. W nim autor książki spędził zaledwie kilka pierwszych lat swojego życia, gdyż później przeniósł się wraz z matką i rodzeństwem do Dżibuti, sąsiedniego państwa, by tam zamieszkać z dziadkami. Tam też nie zagrzał jednak miejsca zbyt długo, gdyż w wieku ośmiu lat wyemigrował z matką i dwójką braci do Wielkiej Brytanii, gdzie mieszkał jego ojciec. Ten z kolei kilka lat wcześniej przybył do Somalii na wakacje, poznał matkę Mo Faraha i wkrótce na świecie pojawiły się bliźniaki, z których jeden po 29 latach został mistrzem olimpijskim. Jakże skomplikowana, ale jednocześnie fascynująca historia.

Właśnie okresowi swojego dzieciństwa autor poświęca pierwsze dwa rozdziały. Jak łatwo się domyślić, jego opowieść czyta się z dużym zaciekawieniem, co jest w pełni zrozumiałe – odległe kraje, nazwy państw, które słyszy się po raz pierwszy, zupełnie inna kultura, inny styl życia. Biegacz pisze o tym, że od najmłodszych lat należał do dzieci, które nie mogły usiedzieć w miejscu. Z powodu dysleksji nigdy nie należał do szkolnych orłów, za to często broił razem z bratem bliźniakiem – Hassanem. Największą z jego pasji, której oddawał się w Afryce, wcale nie było jednak bieganie. Mo Farah uwielbiał piłkę nożną i większość czasu spędzał grając na podwórku z kolegami. To właśnie o karierze piłkarza autor książki będzie marzył także po przenosinach do Wielkiej Brytanii. Fakt, że urodzony w Mogadiszu chłopak po latach został jednym z najlepszych długodystansowców świata, był dziełem wielu przypadków i splotu szczęśliwych okoliczności.

Szczęście w nieszczęściu
Nie byłoby zapewne Mo Faraha-słynnego biegacza, gdyby nie przenosiny do Europy i kilka innych wydarzeń, które zakończyły się dla niego szczęśliwie. Historia brytyjskiego sportowca jest właściwie samograjem – idealnie nadaje się na książkę. Pomijając już sam fakt emigracji do Wielkiej Brytanii, w życiu Mo Faraha wiele się działo. Jeszcze mieszkając w Dżibuti, młody chłopak, wygłupiając się w kuchni, przewrócił na siebie garnek z wrzącym olejem. Poparzył prawą rękę, przez co musiał spędzić w szpitalu trzy miesiące, ale i tak miał fart. Gdyby poparzył się centymetr wyżej, najprawdopodobniej straciłby pełną sprawność w ręce, a to uniemożliwiłoby mu bieganie. Inny przykład, że Mo Farah jest w czepku urodzony? Już w Wielkiej Brytanii, wdrapując się na dach po rynnie, ześlizgnął się z niej, mocno rozcinając udo. Mało brakowało, a mogłoby skończyć się tragicznie.

Niewiele było także potrzeba, aby Mo Farah w ogóle nie zobaczył Wielkiej Brytanii. Samolot, którym leciał wraz z matką i dwoma braćmi z Adis Abeby do Londynu, o mało się nie rozbił, kiedy podczas lotu otworzyły się drzwi ładowni. Maszyna zaczęła tracić prędkość, ale pilot szczęśliwie doprowadził do udanego awaryjnego lądowania. Z historią przenosin do Europy wiąże się też inna smutna dla biegacza historia. Z powodu choroby, w Dżibuti musiał zostać Hassan, brat bliźniak Mohameda. Los potoczył się tak, że rodzeństwo straciło kontakt na prawie dwanaście lat. Można się tylko domyślać, jak trudna musiała być to rozłąka dla braci, którzy zawsze trzymali się razem. Dość powiedzieć, że to między innymi przez fakt, iż ojciec Mo nie potrafił odnaleźć w Afryce drugiego syna, doszło do rozpadu jego małżeństwa.

Chłopiec w skórze mistrza
Historia Mo Faraha jest więc pełna zaskakujących – czasem przerażających, czasem zabawnych – zwrotów akcji, dlatego też „Siłę ambicji” świetnie się czyta. To, co działo się w życiu sportowca poza lekkoatletyczną bieżnią, stanowi jej główny temat. Autor opisuje wprawdzie kolejne etapy swojej kariery, począwszy od wsparcia Alana Watkinsona, nauczyciela wychowania fizycznego, który przekonał Mohameda do trenowania biegów, poprzez pracę z kolejnymi trenerami, a na dołączeniu do ekipy Nike Oregon Project Alberto Salazara kończąc, ale książka Brytyjczyka nie koncentruje się wyłącznie na sporcie. Czytelnik w autobiografii Faraha nie znajdzie na przykład dokładnych opisów przebiegu treningów, cyklu przygotowań do sezonu czy szczegółowych informacji o tym, jak zachowywał się organizm biegacza podczas konkretnych zawodów, tak jak czyniła to na przykład Chrissie Wellington w swoich wspomnieniach „Bez ograniczeń”. Mo Farah postanowił pójść w nieco inną stronę.

Dzięki temu można jednak z lektury autobiografii lepiej poznać go jako człowieka. Mo Farah jawi się jako osoba skromna, przywiązana do rodzinnych wartości, a zarazem niesforna i trochę niefrasobliwa, zwłaszcza w latach swojej młodości. Brytyjczyk potrafił przez dłuższy czas jeździć samochodem… bez zdanego egzaminu, gdyż był przekonany, że uprawnia go do tego tymczasowe prawo jazdy. Wiele zabawnych historii wiązało się także z jego słabą znajomością angielskiego po przylocie do Wielkiej Brytanii, która przysporzyła mu kłopotów podczas pierwszych zawodów i w szkole. Po lekturze „Siły ambicji” trudno nie polubić Mo Faraha, który mimo wszystkich sukcesów pozostał wciąż tym samym skromnym i prostym człowiekiem – chłopcem w skórze mistrza, który już jako dorosły mężczyzna potrafi… udawać lwa w kinie, jeśli akurat zgaśnie światło.

Wyjątkowa podróż z Mo
„Siła ambicji” jest po prostu dobrą opowieścią o życiu wyjątkowego sportowca, który dzięki talentowi, ciężkiej pracy i odrobinie farta, stał się jednym z najlepszych długodystansowców w dziejach sportu. Autobiografia Mo Faraha jest taka jak jego historia – pełna wzlotów i upadków, momentów przerażających, ale też zabawnych. Trochę jak dobry film, z tą tylko różnicą, że scenariusz do tego obrazu napisało samo życie. Kto chciałby poczytać o tym, jak chłopiec z Somalii stał się jednym z najwybitniejszych sportowców Wielkiej Brytanii, pozostając jednocześnie tym samym skromnym człowiekiem, koniecznie powinien sięgnąć po wspomnienia Mohameda. Warto dać się porwać temu niewielkiemu facetowi, który zabiera czytelnika w wyjątkowo ciekawą podróż.