W 1939 r. Polacy po raz pierwszy pojechali w Himalaje, a wyprawa zakończyła się zdobyciem dziewiczego siedmiotysięcznika Nanda Devi East. Potem dwóch himalaistów niestety zginęło, ale ogółem wyprawę można było uznać za sukces, który był dobrym początkiem polskiej eksploracji najwyższych gór świata. Historia chciała niestety inaczej, tym bardziej jednak warto wgłębić się w tę trochę zapomnianą wyprawę. Możemy to zrobić dzięki książce „Polscy himalaiści” autorstwa Dariusza Jaronia, która ukazała się w 2019 r. nakładem wydawnictwa Marginesy.
„Polscy himalaiści. Pierwsza polska wyprawa w Himalaje ” to debiutancka książka w dorobku Dariusza Jaronia. Potem były jeszcze „Skoczkowie. Przerwany lot” (2020, również Marginesy) i najnowsza „Janusz Majer. Góry w cieniu życia” (2020, tym razem wydawnictwo SQN). „Polscy himalaiści” otrzymali nominację do nagrody Książki Górskiej Roku 2019 na Festiwalu Górskim w Lądku-Zdroju, przyznano tej książce także tytuł Najlepszej Książki Miesiąca „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI”. Był to naprawdę udany debiut dziennikarza specjalizującego się w sportach zimowych; na pewno pomógł mu temat, bo wziął na warsztat historię naprawdę ciekawą i w sumie dość mało znaną.
Już od jakiejś dekady polski rynek wydawniczy przeżywa wielki boom na książki górskie, ale wciąż można znaleźć temat nieoczywisty, za to niezwykle ciekawy. Takim właśnie jest historia pierwszej polskiej wyprawy w Himalaje, w której brali udział Stefan Bernadzikiewicz, Jakub Bujak, Janusz Klarner i Adam Karpiński. W 2013 r. nakładem specjalizującego się w literaturze górskiej katowickiego wydawnictwa Stapis ukazała się książka Johna Roskelleya „Nanda Devi. Tragiczna wyprawa”, ale wciąż brakowało polskiego opracowania. Dariusz Jaroń wypełnił tę lukę.
Faktyczny opis wyprawy zaczyna się na stronie numer 81, wcześniej mamy przedstawioną w skrócie całą historię polskich starań o pozwolenie na wyprawę w Himalaje. Marzenie o tym pojawiło się jeszcze w latach dwudziestych, niemal zaraz po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, ale jawiło się wówczas jako coś nierealnego. Jednocześnie Dariusz Jaroń opisuje to wszystko przez pryzmat czterech bohaterów, uczestników wyprawy. Dokładnie śledzi drogę każdego z nich do znalezienia się w tej ekspedycji i momenty, w których ich drogi życiowe zaczęły się przeplatać.
Jakub Bujak z ciężkim sercem patrzy na rodzinę. Łatwiej było myśleć o rozstaniu z żoną i dwójką małych dzieci przez długie miesiące, kiedy wyjazd w Himalaje pozostawał w sferze pobożnych życzeń i odległych planów, zależnych od widzimisię brytyjskich urzędników, uśmiechu losu i przychylności sponsorów. (…) Góry wyszły z tej walki zwycięsko, jednak tuż przed odjazdem wątpliwości znów się odzywają. W ustach czuje gorzki posmak i szczerze zazdrości kolegom spokoju, z jakim mogą rozsiąść się w przedziale, skupieni na tym, dokąd jadą, a nie – kogo zostawiają. (s. 77-79)
Wyprawa w Himalaje zawsze jest niebezpieczna i wiąże się z wieloma wyzwaniami, ale w 1939 r. w przypadku Polaków była to kompletna wycieczka w nieznane. Nie mogą więc nas dziwić rozterki Jakuba Bujaka, które świetnie opisał Dariusz Jaroń. Zwłaszcza że w powietrzu wisiała wojna z Niemcami, więc rozstanie z bliskimi bolało jeszcze bardziej… Można było się zastanawiać, kogo czeka większe niebezpieczeństwo – Polaków szturmujących dziewicze szczyty Himalajów, czy ich bliskich czekających w Polsce na atak III Rzeszy.
Kolejne 130 stron to niezwykle szczegółowy opis wyprawy, pierwszej polskiej w Himalaje. Miała ona słodko-gorzki posmak, bo z jednej strony udało się zdobyć szczyt Nanda Devi East, ale kilkanaście dni później, kiedy rozochoceni Polacy myśleli o wejściu na nieodległy szczyt Tirsuli, lawina zabrała Stefana Bernadzikiewicza i Adama Karpińskiego. Wyprawa zakończyła się, ocaleli Jakub Bujak i Janusz Klarner musieli wracać do ojczyzny, gdzie właśnie zaczynała się wojna.
Wiadomość o wybuchu drugiej wojny światowej zastała ich podczas rejsu, gdzieś między Bombajem a Genuą. Nie mogli płynąć do Włoch, zaprzyjaźnionych z hitlerowskimi Niemcami, dlatego zmienili trasę powrotu do kraju. Wysiedli w Port Saidzie, a następnie przez Aleksandrię i Bukareszt przedostali się do Lwowa. Był 12 września 1939 roku. Rozdzielili się. Janusz Klarner, zgodnie ze złożonym ojcu przyrzeczeniem, pojechał w dalszą drogę – prosto na front. Jakub Bujak został we Lwowie. (s. 206-207)
- 1 2