Każdy kibic futbolu, któremu dane było oglądać w ostatnich latach piłkarskie pojedynki na antenach telewizji publicznej z pewnością kojarzy Jacka Gmocha – człowieka o charakterystycznym wyglądzie, ale przede wszystkim – doskonałego ilustratora wydarzeń na boisku, które „referował” przy użyciu słynnych strzałek. Były selekcjoner kadry narodowej postanowił podzielić się u schyłku swego życia przemyśleniami, które – co może zaskakiwać – nie dotyczą przede wszystkim ukochanej przez niego dyscypliny sportu.
9 maja 2018 roku, a więc już za kilkanaście dni swoją premierę mieć będzie wywiad-rzeka z Gmochem, który przeprowadzili Arkadiusz Bartosiak i Łukasz Klinke, czyli duet znany szerzej jako „Wywiadowcy”. Książka, którą wyda Wydawnictwo W.A.B. to zbiór rozmów całej trójki, przeprowadzonych na przestrzeni kilku dni w greckim domu głównego bohatera opowieści. Podróż tę zaczynamy od nostalgicznego stwierdzenia: „Muszę Wam powiedzieć, że ciekawe życie miałem”… I takie w istocie ono było.
Wywiad-rzeka jest wyborem niecodziennym, ale wybrana do publikacji forma nie dziwi, jeśli uważnie przeczyta się to, co były trener ma nam do powiedzenia. Jak sam zaznacza w jednym z rozdziałów, po problemach zdrowotnych, którego dotknęły go na przestrzeni ostatnich lat zaczął zdawać sobie sprawę z własnych ograniczeń i tego, że pewnych spraw już nie obejmuje swoją pamięcią i zaczyna je zapominać. Tym bardziej chciałby coś po sobie pozostawić, a sam zebrany materiał określa jako „książkę o miłości”. Dlaczego? Dlatego, że złych rzeczy nie zamierzał w niej mówić i faktycznie potwierdził w niej postawioną w jednym z wywiadów tezę, że jego wrogowie nie mają się czego obawiać. Owszem, jest tutaj kilka uszczypliwości i wbitych szpilek – bez tego cała praca nad nią nie miałaby sensu – ale z imienia i nazwiska mocno dostaje się w zasadzie tylko Włodzimierzowi Lubańskiemu. Reszta anegdot i historyjek, choć ubrana w dość sporą ilość szczegółów, zwykle nie pozwala na jednoznaczną identyfikację ich „sprawców”. Nie oznacza to oczywiście, że swoje wypowiedzi cenzuruje – po prostu wymijająco udziela odpowiedzi na pytania mające zasugerować tożsamość osób, o których mówi.
Choć Gmochowi nie sposób odmówić uroku w postrzeganiu świata, czasem miałem wrażenie, że czytam lżejszą wersję Janusza Wójcika. Książki zmarłego w zeszłym roku trenera były swoistym fenomenem na rynku polskiej literatury sportowej i nie sposób ich porównywać do jakiegokolwiek innego tytułu, ale jakichś mini-analogii można się tutaj doszukiwać. Może to duma i pewność siebie bije od bohatera wywiadu? Abstrahując od takich wątpliwości główny bohater to niezwykle inteligentny człowiek, dzięki czemu książkę czyta się lekko i przyjemnie. Pan Jacek przemyca swój urok na każdej stronie tego tytułu, a Klinke i Bartosiak rozsądnie kierują tą rozmową.
Gmoch – choć nie wywyższa się nad innymi – podkreśla często wartość swojej pracy i to, że był bardzo dobry w tym co robił. Przyznaje, że był inicjatorem powstania banku informacji podczas pracy przy reprezentacji i zbierania danych, z których wyewoluował rynek statystyk piłkarskich. Z niektórymi tezami jednak zgodzić się nie mogę – jak chociażby z tą, że gdyby polska Ekstraklasa liczyła sześć zespołów, co roku nasze zespoły odnosiłyby sukcesy w Lidze Mistrzów. Ale nie piłka nożna – moim zdaniem – jest tutaj najważniejsza. „Najlepszy trener na świecie” to książka nie tylko dla kibiców, ale dla wszystkich – futbol jest tutaj bowiem jedynie szerokim dodatkiem do znacznie ważniejszych kwestii, jak historia PRL i wojna (momentami bardzo mocny temat, zwłaszcza dla mnie, gdy przypominam sobie opowieści dziadka z tego okresu), czy sposób postrzegania dzisiejszego świata przez człowieka urodzonego i wychowanego w zgoła odmiennej epoce. To również obraz niezwykłej miłości do małżonki, którą Gmoch odbił uczelnianemu rywalowi.
Jednym z najbardziej oczekiwanych tematów w tej opowieści, był z pewnością punkt widzenia Gmocha na Mundial w Argentynie z 1978 roku. Polska zajęła wówczas trzecie miejsce w grupie drugiej rundy rozgrywek, pokonując jedynie Peru, co wielu odebrało za bolesną porażkę. Sam zainteresowany uważa jednak, że wyniki te zostały wykorzystane w kontekście politycznym a propagandziści umniejszają jego rolę na stanowisku selekcjonera. Stawia również tezę, że ludziom, którzy szykowali się wówczas do objęcia władzy w Polsce porażki były na rękę, bo mogli nastawić media przeciwko niemu. Znaleźć można też tutaj obszerną relację na temat słynnej premii od Adidasa, która zamiast trafić do zawodników, trafiła… Tego się już dowiecie z lektury.
Tytuł, dość przewrotny, nie jest aż tak buńczuczny, jak może wydawać się, gdy książka leży na księgarnianej półce. Nie zdradzę zbyt wiele, jeśli powiem, że wynika on z jednej z rozmów, jaka zawarta została w tej publikacji. Abstrahując jednak od niego, „Najlepszy trener na świecie” to świetna lektura, którą pochłonąłem w jeden dzień. Gmoch okazał się być świetnym rozmówcą, co oddaje każda z 346 stron.
Warstwa techniczna nie podlega ocenie, bowiem dysponowałem egzemplarzem recenzenckim, przed ostateczną korektą.
[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”auto” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]Krzysztof Baranowski[/dropshadowbox]
Książka została przekazana do recenzji przez wydawcę.