Dopiero co emocjonowałem się spotkaniem reprezentacji kobiet Hiszpania – Polska, w którym to nasze zawodniczki miały teoretyczne szanse na zapewnienie sobie awansu na Mistrzostwa Europy. W pewnym momencie napisał do mnie znajomy z zapytaniem „Jak one w ogóle grają? Za co one chcą dostawać porównywalne pieniądze do mężczyzn? Tutaj nie ma żadnej techniki”. Z takim stwierdzeniem nie zgodziłaby się na pewno reprezentantka USA – Megan Rapinoe, która w swojej autobiografii „Jedno życie” mocno optuje w kierunku tego, aby nie dyskryminować finansowania kobiet tylko przez to, że są kobietami.
Podczas całej swojej kariery Megan Rapinoe walczyła o większe wynagrodzenie pieniężne dla piłkarek. Wiele zawodniczek korzystało z prawników, którzy przez lata walczyli z federacją w tym temacie. Jednak swojego celu nie osiągnęła. Federacja wydała oświadczenie, że gra męskiej reprezentacji stanowi dla nich priorytet. Kobiety według nich nie zasługiwały na więcej ze względu na gorsze „warunki”, „umiejętność”, „szybkość” i „siłę”.
Boże, a więc w końcu przyznali się do tego, co o nas myślą. Teraz mamy to czarno na białym. I cały świat patrzy. Zrobiłyśmy to, co mogłyśmy – więcej nigdy się nie dało – i ponownie przyjrzałyśmy się statystykom. Obecnie – pierwsza drużyna na świecie. Zdobywczynie czterech tytułów mistrzyń świata i czterech złotych medali olimpijskich. Między rokiem 2016 a 2018 wygenerowały obroty na poziomie 50,8 miliona dolarów, a rok później wygrały finał mundialu, oglądanego przez 1,12 miliarda ludzi. Rekordzistki pod względem liczy mistrzostw świata wygranych z rzędu. Zdobywczynie ośmiu złotych pucharów CONCACAF, dziesięciu pucharów Algarve i zwyciężczynie siedmiu Turniejów Czterech Narodów. Lista nie miała końca.
Musimy sobie szczerze powiedzieć – piłka nożna kobiet, szczególnie w pojęciu przeciętnego Polaka, to sport raczkujący. Wielu z nas dopiero zaczyna swoją przygodę z kobiecym futbolem. Gdybyśmy zapytali o jakąkolwiek piłkarkę, prawdopodobnie losowy kibic piłkarski potrafiłby wymienić chociażby Ewę Pajor, Katarzynę Kiedrzynek czy jedną z najbardziej znanych piłkarek, jaką jest Alex Morgan.
Tym bardziej zaskakującym dla wielu osób była informacja, że wydawnictwo Relacja zdecydowało się na wydanie książki Megan Rapinoe, która co by nie mówić, w naszym kraju nie jest najbardziej rozpoznawalną postacią. Wiemy, że od dłuższego czasu sonduje się wydanie książki o bramkarce Hope Solo i wydawałoby się, że to będzie idealny „wstęp” do kolejnych pozycji z tej dyscypliny.
Stało się inaczej i po przeczytaniu lektury, którą Rapinoe stworzyła wspólnie z Emmą Brockes mogę powiedzieć – nie jest wspaniale, ale jak na początek dostajemy niezłą lekturę. Książka nie jest stricte o samym futbolu. Można by rzec, że piłka nożna w dużej mierze jest tłem. Znajdziemy relacje spotkań z gier uniwersyteckich, eliminacji do mundialu czy samych Mistrzostw, lecz zagłębiając się w słowa Megan można stwierdzić, że nie do końca o sport tutaj chodzi.
Lektura zaczyna się od słynnego tematu uklęknięcia podczas hymnu narodowego. Megan jawnie wspierała Colina Kaepernicka zawodnika NFL, który jako pierwszy nie postąpił według tradycji trzymania ręki na sercu podczas amerykańskiego hymnu. Stwierdził, że nie będzie oddawał hołdu narodowi, w którym codziennie z rąk policjantów giną czarnoskórzy obywatele i w ramach protestu uklęknął.
Klękając podczas hymnu w 2016 roku, nie robiłam tego w określonym celu. Zadziałałam instynktownie, solidaryzując się z Colinem i w wyniku moich doświadczeń lesbijki w świecie zdominowanym przez mężczyzn hetero.
Rapinoe poprzez gest solidarności, stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób na scenie sportowej i politycznej. Federacja piłkarska chcąc zabronić tego typu zachowania, wprowadziła jasne przepisy. Wówczas zamiast przyklęknięcia, stała na baczność i nie śpiewała.
W wielu momentach tej publikacji przeczytamy o przemyśleniach i przekonaniach Megan na temat dyskryminacji rasowej. Wspomina również o oświadczeniu, które skierowała do Donalda Trumpa podczas wywiadu w telewizji CNN.
Powiedziałabym mu, że jego przekaz ma wykluczający wydźwięk. Że nie akceptuje mnie i innych, którzy wyglądają tak jak ja. Że wyklucza ludzi o innym niż biały kolorze skóry; Amerykanów i Amerykanki, wśród których są jego potencjalni wyborcy. Warto zastanowić się nad hasłem przewodnim (…) make America great again – niech Ameryka znów będzie wielka. Panie prezydencie, jak sądzę, odwołuję się pan do czasów, w których nie wszystkim było dobrze. Część osób miała się świetnie i zapewne dziś też znajdą się tacy, ale Ameryka nie jest wystarczająco dobra dla dużej części obywateli (…). Stoi Pan na czele tego państwa, w związku z czym spoczywa na panu ogromna odpowiedzialność za każdego mieszkańca. Musi pan pamiętać o wszystkich.
Tytuł odnosi się do przekonań zawodniczki, która uważa i mówi wprost, że trzeba czerpać z życia i się nie zatrzymywać, ponieważ mamy tylko „jedno życie”. I tak właśnie zaczynamy opowieść o rodzinie. Siostrze bliźniaczce – Rachael, zmagającym się z problemami narkotykowymi bratem Brianem czy kochającymi oraz lekko konserwatywnymi rodzicami.
Kolejnym wiodącym tematem, który towarzyszy nam podczas czytania całej lektury jest temat orientacji seksualnej. Od lat młodości wiedziała, że coś jest z nią nie tak. Nie mogła się odnaleźć, a gdyby ktoś powiedział jej, że jest lesbijką, to wiele spraw stałoby się dla niej jasne o wiele wcześniej. Jak się okazało pierwszy „coming out” Megan nastąpił przed rodziną. Ojciec przyjął tę informację na spokojnie, gorzej z matką, która po przeczytaniu kilku książek postarał się zrozumieć ten wybór. I jak się okazało, w rodzinie Rapinoe było kilka takich przypadków wśród sióstr.
W swoim kraju stała się swego rodzaju ikoną społeczności LGBT i podkreślała, że była „jedyną lesbijką w drużynie narodowej”, co miało prześmiewczy wydźwięk. Z jej opowieści wynika, że w szatni piłkarskiej wiele koleżanek było innej orientacji, lecz wstydziły się w tamtym czasie o tym mówić. Jedną z nich była Abby Wambach, koleżanka z drużyny narodowej, z którą była w krótkotrwałym związku. Jednak po czasie Megan związała się z Sue Bird, reprezentantką USA w koszykówce, dla której całkowicie straciła głowę.
Podsumowując – według mnie warto sięgnąć po autobiografię Megan. Jest napisana lekkim językiem, rozdziały nie są długie i nużące, a sposób w jaki Rapinoe opowiada o swojej karierze i przemyśleniach sprawia, że jesteśmy w stanie przeczytać ją w ciągu 3-4 godzin. Oprócz kilku wręcz niezauważalnych literówek, książka nie posiada innych mankamentów wydawniczych.
Książka została przekazana do recenzji przez wydawcę.