Jak Klopp natchnął wiarą cały Liverpool

Bartłomiej Najtkowski

Książka „Jürgen Klopp. Człowiek, który zmienił Liverpool” jest wyjątkowa, bogato ilustrowana. To swego rodzaju album i kronika zarazem, hołd oddany wybitnemu niemieckiemu trenerowi, który uczynił Liverpool FC znowu wielkim.

Lekturę zaczynamy od przedmowy Kloppa, który nie przypisuje sobie zasług za to, co udało się osiągnąć w całej epoce, gdy był u sterów The Reds. Niemiec dziękuje wszystkim piłkarzom i pracownikom klubu za ich wkład w kolejne sukcesy. Cieszy się, że mógł współpracować z utalentowanymi ludźmi.

Ten normalny

W książce poznajemy kulisy trenerskiej kariery Kloppa, niedoszłego menedżera… Manchesteru United. Już na początku wracamy do ciekawej historii, powitalnej konferencji prasowej na Anfield, gdy powiedział dziennikarzom, że jeśli koniecznie szukają jakiegoś przydomka, to niech nazywają go „tym normalnym”. Jose Mourinho twierdził dla odmiany, że był wyjątkowy – The Special One.

W książce możemy przypomnieć sobie wiele porywających meczów, w których dramaturgia była niebywała. Ot choćby, wydawałoby się, niepozorne starcie z Norwich City, ale też dreszczowce z BVB czy Barceloną w europejskich pucharach. Czytamy również o rywalizacji z Pepem Guardiolą, a zatem potyczkach Liverpoolu z Manchesterem City.

Jednak dużym atutem książki jest wyeksponowanie wypowiedzi piłkarzy i nie tylko, generalnie ludzi związanych z klubem. Oni są pełni uznania dla Niemca. I można odnieść wrażenie, że nie jest to rytualna w takich okolicznościach kurtuazja, tylko szczera prawda. Zamienił wątpiących w wierzących – to zdanie wypowiedziane przez jednego mówców szczególnie mnie ujęło.

Potęga człowieczeństwa

Klopp podczas pracy w Liverpoolu szybko zbudował więź z kibicami. Tym, jak po spotkaniu z West Bromwich Albion (35 strona i nieodmieniony „West Brom” to drobna uwaga: „… w rozegranym u siebie meczu z West Brom”) podszedł wraz z piłkarzami do zagorzałych fanów z trybuny The Kop, było czymś godnym pochwały.

Legendarny już szkoleniowiec, który był porównywany także na kartach książki do Billa Shankly’ego, niejednokrotnie wykazywał się człowieczeństwem – wtedy, gdy zmarła jego mama, był oczywiście bardzo smutny. Odszedł też ojciec Alissona Beckera. Gdy Brazylijczyk i, podkreślmy, bramkarz strzelił gola w meczu z West Bromem na wyjeździe, obaj cieszyli się w sposób wyjątkowy, mieli chwile triumfu w trudnych dla siebie chwilach.

Autorefleksja

Klopp to wybitny trener, który konsekwentnie trzymał się określonej filozofii futbolu. Czytamy o jego zamiłowaniu do gegenpressingu, heavy-metalowego grania, ogromnej intensywności, wpajania piłkarzom tego, że muszą radzić sobie w chaosie na boisku, bo to miał być kontrolowany chaos. Niemniej zapoznając się z opisami kolejnych meczów, zwróciłem uwagę na jedną historię.

Gdy przy wysokim prowadzeniu w rywalizacji z Arsenalem w  euforii wziął na barana strzelca gola Sadio Mane, stracił na chwilę głowę, dał się ponieść emocjom. Później, gdy spotkanie wymknęło się spod kontroli liverpoolczykom, poczuł się z tym źle. I już nigdy tego nie powtórzył takiego zachowania. Towarzyszyły mu rozterki, co świadczy o tym, że nie jest człowiekiem zadufanym w sobie. Potrafi myśleć o swoim postępowaniu w sposób krytyczny.

Doceniał miejscowych

Klopp może być postrzegany jako odkrywca talentów Trenta Alexandra-Arnolda i Curtisa Jonesa, dwóch piłkarzy, którzy wychowywali się w miłości do The Reds, byli związani z tym klubem od okresu młodości. TAA to już klasowy boczny obrońca, którego chętnie widzieliby u siebie kibice Realu Madryt, natomiast Jones w tym sezonie wszedł jeszcze na wyższy poziom u Arne Slota, a w dorosłej kadrze niedawny debiut okrasił efektownym golem. To oznacza, że Klopp miał nosa i korzyścią było też to, że kibice mogli utożsamiać się z miejscowymi chłopakami, którzy maja serce do walki i stają się niezłomni, przywdziewając czerwone barwy.

Mamy tu wiele pięknych zdjęć, ponad 200 niezwykłych fotografii z archiwum Liverpool FC. W tym też takie nieoczekiwane z imprezy w… czasach covidowych, gdy po trzydziestu latach posuchy Klopp doprowadził Liverpool do mistrzostwa Anglii. Mamy też wypowiedzi postaci ikonicznych, jak Steven Gerrard czy Kenny Dalglish, którzy są pełni podziwu dla tego, czego dokonał Niemiec w zespole z Merseyside. Ale Klopp, co istotne, nigdy nie odcinał się od zwykłych ludzi. Starał się podtrzymywać z nimi relacje, pokazywać im, że są częścią pięknej, piłkarskiej społeczności.

Akcent muzyczny

„Piosenka Allez, allez, allez po raz pierwszy pojawiła się przed meczem 1/8 finału Ligi Mistrzów w Porto. (…) Jednym z wielu tysięcy kibiców, którzy w tym czasie przemierzali kontynent, by wspierać The Reds, był dwudziestoczteroletni wówczas elektryk i muzyk Jamie Webster. (…) Webster stał się dobrze znany wśród lokalnych kibiców klubu z występów w pubach wokół Anfield w dni meczowe, szczególnie wśród tych, którzy regularnie uczestniczyli w popularnych pomeczowych spotkaniach Boss Night w centrum Liverpoolu” – czytamy.

Jamie Webster spotkał się z Kloppem na koncercie w Michigan podczas tournee Liverpoolu i był oczarowany.

„Nigdy nie zapomnę chwili, gdy poznałem osobiście Jürgena. Po tym, jak przyszedł obejrzeć mój występ, spędziliśmy razem około pięciu minut, rozmawiając o piłce nożnej i muzyce. Nie mogłem w to uwierzyć – oto trener klubu, który kocham, poświęca czas, by okazać szczere zainteresowanie mną, młodym kibicem z Liverpoolu. Wideo, na którym zaskoczył mnie na koncercie, stało się viralem i zapoczątkowało moją karierę muzyka” – wspominał.

Taki właśnie jest Klopp – stworzył niesamowitą, rodzinną atmosfer. A ponieważ jego epoka na Anfield już dobiegła końca, każdy fan futbolu, nie tylko kibic Liverpoolu, powinien przeczytać tę książkę, by powspominać te czasy, gdy emocji było co nie miara!