Dziś takich książek już się nie pisze. Kiedy ostatnio ukazał się jakiś sportowy reportaż z igrzysk, mistrzostw świata lub innej ważnej imprezy, który tworzony byłby przez korespondenta? Do głowy przychodzą mi nazwiska Tadeusza Olszańskiego i Bohdana Tomaszewskiego, ale oni swoje dzieła wydali dawno temu… Sięgnięcie po „Gwiazdy na antenie” Cezarego Gurjewa było więc bardzo przyjemnym doświadczeniem, a blisko 10-letni „staż” tej pozycji tylko dodawał jej uroku.
Książka dziennikarza Polskiego Radia ukazała się w 2004 roku nakładem Wydawnictwa Muza S.A. Zapewne niewielu kibiców o niej słyszało, a szkoda, gdyż „Gwiazdy na antenie” to nie tylko pozycja, których obecnie brakuje na rynku, ale także po prostu dobra lektura. Autor swoją przygodę z dziennikarstwem radiowym zaczynał w latach 90., ale od razu został rzucony na głęboką wodę. Krótko po skończeniu studiów został wysłany na tenisowy Kremlin Cup do Moskwy, a potem był korespondentem na kolejnych, już znacznie większych imprezach – Wimbledon, US Open, French Open, a później letnie igrzyska olimpijskie. O wszystkich tych wydarzeniach Cezary Gurjew opowiada w swojej książce.
Autor nie stara się jednak skupiać na przebiegu sportowej rywalizacji, a raczej przedstawia kulisy poszczególnych imprez. Mówiąc wprost – pisze o swojej reporterskiej pracy i przedstawia jej efekty. W książce znaleźć można zapisy radiowych rozmów, które Gurjew przeprowadził z gwiazdami światowego sportu. Do tego grona należą głównie tenisiści, gdyż większość relacji autora dotyczy tenisowych imprez, ale w dziele dziennikarza Polskiego Radia można znaleźć także opis spotkań z Emilem Zatopkiem i jego małżonką, Tomaszem Kucharskim i Robertem Syczem, Tomaszem Wójtowiczem czy Stevem Redgravem. Dzięki temu czytelnik może poznać nie tyle ich sportowe osiągnięcia, choć o nich też w „Gwiazdach na antenie” sporo, ale ma okazję zapoznać się z tym, jakimi ludźmi są poza kortem, torem wioślarskim czy bieżnią.
To właśnie największa wartość pozycji takich jak dzieło Cezarego Gurjewa. Sportową rywalizację kibice mają okazję śledzić z trybun lub za pośrednictwem mediów, ale sposobności osobistego poznania gwiazd światowego sportu ma niewielu. Dzięki lekturze książek korespondentów z wielkich imprez, czytelnik może choć na chwilę przenieść się za kulisy Wimbledonu, Igrzysk Olimpijskich w Atlancie czy Królewskich Regat w Henley i poznać, jak to wszystko wygląda „od kuchni”. Korespondenci sportowi są ludźmi, którzy mogą powiedzieć: „veni, vidi, vici”, czyli „przybyłem, zobaczyłem i… opisałem”. Tak może z pewnością rzec o sobie Cezary Gurjew, który podczas kilkunastoletniej przygody z dziennikarstwem opisanej w książce, spotkał wielu wybitnych sportowców (choć nie tylko). Właśnie o nich są „Gwiazdy na antenie”, co sprawia, że czytanie tej pozycji jest dla kibica czystą przyjemnością.
Stare, dobre czasy? Autor książki z Andre Agassim, który mógł pochwalić się jeszcze… długimi włosami. Publikacja dziennikarza Polskiego Radia nie jest obszerna. Liczy nieco ponad 100 stron i składa się z kilkunastu rozdziałów. W każdym z nich autor opisuje jedną imprezę bądź też poświęca go na przedstawienie sylwetki jakiegoś zawodnika, z którym miał okazję porozmawiać. Gurjew rozpoczyna opis od wspomnianego turnieju Kremlin Cup z 1990 roku. Przedstawia okoliczności tego wydarzenia, które zostało zorganizowane zaraz po rozpadzie ZSRR, co miało niebagatelny wpływ na jego atmosferę. Następnie autor skupia się już na sportowej stronie zawodów – pisze, że udało mu się zdobyć autograf Freda Perry’ego, mistrza Wimbledonu w latach 1934-1936, a także zaznacza, że nie było wtedy możliwości porozmawiania z Emiliem Sanchezem, jedną z największych gwiazd ówczesnego tenisa. Nic jednak straconego – w następnym akapicie autor prezentuje zapis rozmowy z Hiszpanem, którą udało mu się przeprowadzić dwanaście lat później w Warszawie. „Okazał się bardzo miłym człowiekiem, a ja sam się zdziwiłem, że pamiętam tak wiele szczegółów naszego pierwszego spotkania” – pisze autor.
Pozytywne opinie o sportowcach będą zresztą wielokrotnie powracały na kolejnych stronach książki. Gurjew o żadnym z rozmówców nie wypowiada się negatywnie, nawet jeśli ci mogli mu poświęcić zaledwie kilkadziesiąt sekund. Być może dziennikarz w wybieraniu rozmówców miał wiele szczęścia, ale bardziej skłaniałbym się ku stwierdzeniu, że w latach 90., których w znacznej części dotyczy publikacja, gwiazdy sportu nie były aż tak niedostępne, jak wydają się być dzisiaj. Pozycja „Gwiazdy na antenie”, zwłaszcza czytana obecnie, jest więc jednym ze świadectw dawnego, romantycznego sportu, w którym nie liczą się wyłącznie pieniądze, a sportowcy potrafią znaleźć czas, by chętnie porozmawiać nawet z mało znanym im reporterem z Polski. Być może dziś też zdarzają się takie przypadki, ale trudno mi uwierzyć, że w dobie wyspecjalizowanego marketingu sportowego i całej medialnej otoczki jakiś akredytowany dziennikarz mógłby od tak poprosić o rozmowę Rafaela Nadala czy Rogera Federera, a ten chętnie by na to przystał.
Tyle o samej książce, teraz kilka słów o jej odbiorze. Jednym z uczuć, które towarzyszyło mi podczas czytania „Gwiazd na antenie”, była zazdrość. Wiem, nie należy się tym zbytnio chwalić, ale… kto nie chciałby być na miejscu autora? Kto nie chciałby zamienić kilku słów z Budem Collinsem, „najsłynniejszym dziennikarzem świata, który pisze i mówi o tenisie”, porozmawiać z Gabrielą Sabatini, Steffi Graf, Carlem Lewisem lub samym prezydentem USA, Jimmym Carterem? Wprawdzie Cezary Gurjew zarejestrował w przypadku dwóch ostatnich rozmówców zaledwie kilkadziesiąt sekund wywiadu, ale samo spotkanie z takimi osobistościami jest przecież wydarzeniem, które można wspominać do końca życia. Tak zresztą opisuje to autor, jako coś, co można uznać za ukoronowanie dziennikarskiej pracy. Przy okazji prezentowania czytelnikom fragmentów lub całości rozmów, Gurjew pisze o swoim rozmówcy, a także przedstawia okoliczności zarejestrowania rozmowy. To bardzie ciekawe połączenie, gdyż z jednej strony można poznać historie ludzi, o których wcześniej się nie słyszało (pierwszy raz dowiedziałem się, że istnieje ktoś taki jak Bud Collins i jest bardzo poważaną osobą w tenisowym świecie), a jednocześnie przekonać się, jak fascynująca może być praca korespondenta sportowego.
I tak w „Gwiazdach na antenie” Cezary Gurjew opisuje, że Collins pomiędzy odpowiedziami na pytania dziennikarza wykrzykiwał do tłumu przechodniów: „Największe tenisowe gwiazdy są tylko w mojej książce!”, gdyż akurat wydał swoją najnowszą publikację (ot, Ameryka). Steffi Graf była z kolei tak rozbawiona zabiegami autora o wywiad podczas German Open w 1996 roku, że zgodziła się na rozmowę, kiedy dziennikarz Polskiego Radia w tłumie gapiów krzyknął, że jest reporterem z Polski, który chciałby chwilę pogadać. Ale nie tylko o takich sytuacjach może przeczytać każdy, kto sięgnie po książce Gurjewa. Czytelnik znajdzie w niej też interesujący rozdział dotyczący legendarnego biegacza Emila Zatopka i jego żony, która rzucała oszczepem. Para, już jako małżeństwo, na Igrzyskach w Helsinkach w 1952 roku zgodnie sięgnęła po złote medale w swoich konkurencjach, stąd też późniejsza legenda o tym, że zwycięstwo męża tak uradowało Danę, że ta oddała znakomity rzut i niespodziewania wygrała konkurs oszczepniczek. Autor przytacza tę historię w kontekście wizyty państwa Zatopków w Szczecinie, która została zorganizowana w 1994 roku przez Klub Olimpijczyka.
Oprócz tego w książce znaleźć można jeszcze rozdziały poświęcone polskim tenisistom – Magdalenie Grzybowskiej i Wojciechowi Fibakowi. Wtedy Gurejw pisał, że Grzybowska „z polskich tenisistek, oczywiście poza Jadwigą Jędrzejowską, osiągnęła najwięcej”. Te słowa w kontekście osiągnięć Agnieszki Radwańskiej uzmysławiają, jak bardzo ta zawodniczka przyczyniła się do rozwoju polskiego tenisa. Autor, słusznie zresztą na stan z 2004 roku, wyczyny jej poprzedniczki, czyli 30. miejsce w rankingu WTA i III rundę Wielkiego Szlema ocenia bardzo wysoko. Dziś wiadomo, że przy sukcesach Radwańskiej osiągnięcia „Grzybci” był co najwyżej niezłe. Podobnie jest zresztą w przypadku obszernego wywiadu z Wojciechem Fibakiem. Przed dziesięcioma laty najlepszy polski tenisista w historii nie widział godnych następców, dziś jego osiągnięcia powtórzyli (zwycięstwo w deblu w Wielkim Szlemie) lub przebili (półfinał Wimbledonu) Łukasz Kubot i Jerzy Janowicz. Książka „Gwiazdy na antenie” jest więc nie tylko dowodem na ogromny rozwój współczesnego sportu, ale także dobrze obrazuje postęp w wielu rodzimych dyscyplinach, choć dziś często narzeka się na brak sukcesów Polaków. Warto zajrzeć do pozycji sprzed lat i przekonać się, że kiedyś dziennikarze dużo mniejsze osiągnięcia uważali za wielkie.
Podsumowując, „Gwiazdy na antenie” to ciekawa publikacja, należąca niestety do gatunku powoli w Polsce wymierającego. Szkoda, że tak mało dziennikarzy decyduje się na wydanie książek, które byłyby zapisem ich pracy w roli korespondentów wielkich imprez, gdyż takie pozycje są niezwykle interesujące. Wątpliwej jakości biografii na rodzimym rynku literatury sportowej nie brakuje, a porządnych publikacji reporterskich w stylu dzieła Cezarego Gurjewa jest jak na lekarstwo. Oby zmieniło się to po Igrzyskach Olimpijskich w Soczi, które przecież „od kuchni” prezentują się bardzo intrygująco, co można wywnioskować z krótkich relacji korespondentów. Na razie czytelnikom, którzy chcieliby sięgnąć po tego typu książki, pozostają publikacje sprzed lat: „Osobista historia olimpiad” Tadeusza Olszańskiego czy „Przeżyjmy to jeszcze raz” Bohdana Tomaszewskiego. Od dziś do tego grona dołączam „Gwiazdy na antenie” Cezarego Gurjewa i polecam pozycję napisaną przez dziennikarza Polskiego Radia.
[author] [author_image timthumb=’on’]https://sportowaksiazkaroku.pl/wp-content/uploads/2014/02/Piotr-Stokłosa.png[/author_image] [author_info]Piotr Stokłosa – autor bloga „Książki Sportowe”[/author_info] [/author]