Piłka nożna to sport dla prawdziwych facetów – nie ma co do tego żadnych wątpliwości. W szatni i na boisku wulgaryzmy są pokłosiem ogromnych emocji, dlatego nie ma w tym sporcie miejsca dla ludzi, dla których są one nie do zaakceptowania. Zwłaszcza wtedy, gdy niemal cały przekaz opiera się na niezbyt uprzejmych sformułowaniach…
28 września 2016 roku za sprawą wydawnictwa Sine Qua Non na polskim rynku literatury sportowej ukazała się kontynuacja opowieści Janusza Wójcika. Były trener polskiej reprezentacji w książce „Wójt. Jak goliłem frajerów” opowiada kolejne historie, wykorzystując do tego mało parlamentarne słownictwo. Ów książka zdecydowanie nie powinna znaleźć się w rękach najmłodszych czytelników, co doskonale obrazuje nasza infografika, zestawiająca wykorzystane słownictwo przez głównego bohatera, któremu w przelaniu myśli na papier ponownie pomógł Przemysław Ofiara.
Czytając książkę można odnieść wrażenie, że Janusz Wójcik to człowiek orkiestra, połączenie Rambo, Jamesa Bonda i MacGyvera. Okazuje się, że ten misio, wykorzystując jego ulubione powiedzenie, jest strzelcem wyborowym, bez którego wioska wymarłaby zjedzona przez tygrysa. To również człowiek o żelaznej psychice, który niemal w pojedynkę wywiózł Polkę z Afganistanu, a później wykończył byłego oficera SS. W końcu – znakomity kapitan statku, który jak mało kto zjednywał sobie ludzi. Bohater!
Krzysztof Stanowski w swojej ostatniej książce „Stan futbolu” pisał o Zbigniewie Bońku:
[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”auto” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#f92976″ ]”O Bońku trzeba wiedzieć jedno – on wszystkich zna. Przy czym słowo „wszystkich” nie oznacza „niektórych” albo „większość”, tylko po prostu wszystkich”.[/dropshadowbox]
Po lekturze drugiego „Wójta” można powiedzieć, że Janusz Wójcik zna wszystkich tych, co Boniek i jednego więcej… Nawet Baszszara al-Asada, z którym pogaworzył w pałacu syryjskiego prezydenta i Seppa Blattera, z którym walił wódeczkę.
W żadnym wypadku nie należy traktować tej książki jako autobiografii. Zawarte w niej historie zdają się być tak abstrakcyjne, że traktować można je wyłącznie z przymrużeniem oka. Fikcja literacka, serwowana czytelnikowi z każdą kolejną stroną w pewnym momencie sprawia, że ze zdziwienia przechodzi się w zakłopotanie, a później delikatny podziw nad wyobraźnią narratora. Mieliście znajomych, którzy opowiadają niestworzone historie, a Wam głupio zaśmiać im się w twarz, że gadają głupoty? Podobnie poczuć można się podczas lektury „Wójta”… W pewnym momencie przechodzi się jednak nad tym do porządku dziennego i tego typu rewelacje obraca się w żart.
Całość ubrana jest w wulgarność, z której Wójcik jest znany w piłkarskim środowisku. Choć początek na to nie wskazywał, im dalej, tym więcej kurew i innych epitetów, które niemal zastępują kropki i przecinki.
[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”auto” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#f92976″ ]”Zanim wydała kasę, trzeba było podpisać się na specjalnej liście. Potem wystarczyło tylko wystawić rączkę i przyjąć pieniążek. Zdecydowanie wolę takie odbieranie wypłaty, a nie jakieś konta-sronta. Kąty to były w hucie”.[/dropshadowbox]
[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”auto” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]Krzysztof Baranowski[/dropshadowbox]
Książka została przekazana do recenzji przez wydawcę.