Trudno znaleźć dyscyplinę tak bardzo zdominowaną przez sportowców jednej nacji, jak biegi długodystansowe, które od lat są domeną Kenijczyków. Tajemnicę sukcesu afrykańskich biegaczy postanowił odkryć brytyjski dziennikarz – Adharanand Finn, udając się do Kenii i trenując wspólnie z tamtejszymi sportowcami. Owocem jego badań jest książka „Dogonić Kenijczyków”, która w Polsce ukazała się nakładem Wydawnictwa Galaktyka w ubiegłym roku.
Finn w młodości trenował bieganie w klubie Northampton Phoenix. Mimo że przez lata regularnie brał udział w treningach i zawodach, ostatecznie wybrał inną życiową drogę – dziennikarstwo. Bieganie pozostało jednak jednym z jego hobby, więc od czasu do czasu wyciągał z szafy stare buty i wychodził potrenować lub wziąć udział w jakimś wyścigu. Kiedy Finn został korespondentem pisma „Runner’s World” i pisał relacje z zawodów, zaczął trenować z większą regularnością. Wtedy też postanowił odkryć tajemnicę biegowych sukcesów Kenijczyków i wyjechać wraz z rodziną do ich ojczyzny, aby tam przyjrzeć się dokładnie ich metodom treningowym.
Takim wstępem, przytoczonym tutaj w dużym skrócie, rozpoczyna książkę Adharanand Finn. Zanim jednak autor zaczyna przedstawiać swoją przeszłość, w prologu opisuje ostatnie chwile przed maratonem w Lewie. Ten właśnie bieg jest jego głównym celem i ostatnim wydarzeniem przedstawionym w pozycji „Dogonić Kenijczyków”. O rezultacie, jaki osiągnął wraz z członkami swojego zespołu w najważniejszej próbie Finn pisze na samym końcu. Wcześniej przechodzi do chronologicznego przedstawienia przygotowań do tego wyścigu. Taka forma rozpoczęcia to znany i często stosowany przez autorów zabieg, który ma zaciekawić czytelnika i sprawić, że będzie on czekał z niecierpliwością na zakończenie. Brytyjczykowi udaje się osiągnąć zamierzony cel, gdyż od razu opisuje okoliczności kenijskiego biegu, które wydają się niezwykle interesujące. Duże wrażenie robi opis tego, jak organizatorzy maratonu tuż przed jego startem odganiają helikopterami z trasy biegu… lwy, które stanowią niebezpieczeństwo dla uczestników. Finn nie stara się więc stopniowo wprowadzać czytelnika w klimat Afryki – od razu przedstawia mu prawdziwe oblicze Czarnego Lądu.
Na kolejnych stronach książki znaleźć można szczegółowy opis podróży autora. Dzieło Finna śmiało można uznać za pamiętnik z kenijskiej wyprawy, gdyż dziennikarz skupia się właściwie na każdym aspekcie tej przygody. Opisuje pierwsze chwile po przylocie do Afryki, prezentuje poszukiwania odpowiedniego domu w Iten, w którym mógłby bezpiecznie zamieszkać z rodziną oraz pisze o zatrudnieniu ochroniarza, który ma chronić jego, żonę i dzieci. Autor nie koncentruje się wyłącznie na sportowym aspekcie podróży. Wiele miejsca poświęca specyfice miejsca, do którego trafił. Przedstawia okoliczne zwyczaje i charakteryzuje tamtejszą ludność. Zwraca uwagę chociażby na fakt, że jedną z metod pedagogicznych stosowaną w tutejszych szkołach, jest bicie dzieci, które osiągają słabsze wyniki w nauce, a młodzi Kenijczycy od najmłodszych lat pokonują drogę do szkoły, biegnąc. Spostrzeżenia Finna są niezwykle ciekawe. Można wyczuć, że ma on w sobie wiele sympatii do kenijskiej ludności, czego zresztą nie stara się ukryć (wspomina wcześniej o swojej fascynacji tutejszymi biegaczami, których oglądał w telewizji podczas biegów). Opis życia Kenijczyków powinien być niezwykle cenny dla każdego, kto chciałby dokładnie poznać ich kulturę i zwyczaje. Książka brytyjskiego dziennikarza ma dużą wartość podróżniczą i powinna przypaść do gustu każdemu globtroterowi.
Jeśli chodzi natomiast o sportowy aspekt pozycji „Dogonić Kenijczyków”, nie jest on aż tak oczywisty jak w przypadku typowych książek o sporcie. Owszem, w publikacji znajdziemy informacje o czołowych kenijskich sportowcach, a także krótkie przypomnienie wyczynów obywateli tego kraju w biegach długodystansowych, jednak sport, zwłaszcza ten komercyjny, jest tak naprawdę pobocznym wątkiem książki. Mimo tego, kibic powinien znaleźć w niej interesujące go tematy. Finn, podczas swojego pobytu w Kenii, miał bowiem okazję trenować z biegaczami z absolutnego światowego topu. Ba, nie tylko mógł brać udział w przebieżkach z ich udziałem (Brytyjczyk bierze udział w sesji treningowej chociażby z Wilsonem Kipsangiem – aktualnym rekordzistą świata w maratonie), rozmawiać z nimi, osobiście przekonywać się o ich zdolnościach, ale także często gościł w ich domach. Tak było chociażby w przypadku wizyty u Mary Keitany – mistrzyni świata w półmaratonie.
Możliwość przeczytania o tym, jak skromnie mieszkają i żyją kenijscy sportowcy, a także przekonania się, że, mimo sukcesów, ciągle ciężko trenują (a nawet osobiście sprzątają ośrodek treningowy!) i pozostają skromnymi ludźmi, to nieoceniona wartość książki. Zdecydowanie warto sięgnąć po pozycję „Dogonić Kenijczyków” i dowiedzieć się, że osiąganie przez nich wyników niedostępnych dla innych (może poza Etiopczykami i nielicznymi wyjątkami), nie jest wcale domeną kilku lub kilkunastu sportowców. Przez książkę przewija się mnóstwo nazwisk kenijskich biegaczy, którzy mają oszałamiające rezultaty w maratonie i innych biegach długodystansowych, chociaż większość z nich nie zaistnieje w ogóle na międzynarodowych zawodach. Konkurencja jest tak ogromna, że trzeba być absolutnie najlepszym z najlepszych. Dość powiedzieć, że autor książki, który przed wyjazdem do Kenii wygrał bieg na 10 km w Exter w Wielkiej Brytanii, nawet po kilkutygodniowym treningu, mógł rywalizować na równym poziomie jedynie z… kobietami. I to jednymi ze słabszych!
Gdzie więc leży tajemnica sukcesów Kenijczyków? Autor przez całą książkę stara się znaleźć odpowiedź na to pytanie. Odwiedzając ośrodki treningowe i spotykając trenerów w Iten, czołowym biegowym ośrodku Kenii, zadaje im pytania o metody treningowe, które czynią obywateli tego kraju tak wyjątkowymi. Okazuje się jednak, że trening jest ważny, lecz nie najważniejszy. Finn nie daje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, co jest główną przyczyną sukcesów Kenijczyków w biegach długodystansowych. Wskazuje na kilka tropów, które bez wątpienia mają na to wpływ. Bieganie boso, które pozwala Kenijczykom osiągać lepsze rezultaty dzięki biegowi naturalnemu, ogromny zapał i chęć zwyciężania jako jedyna droga polepszenia swojego życia czy odpowiednia dieta. Wszystkie te czynniki sprawdza autor, testując je osobiście (przestawia się na bieganie naturalne, bez obuwia lub w lekkich butach startowych, je to samo, co kenijscy biegacze) lub konsultując ich znaczenie z ekspertami, szkoleniowcami i sportowcami. Pozwala to czytelnikowi poznać kilka przyczyn mogących mieć wpływ na osiągane przez kenijskich biegaczy rezultaty, lecz jednocześnie pozostawia mu wybór tej, która może mieć decydujące znaczenie.
Choć pozycję „Dogonić Kenijczyków” czyta się przyjemnie, ma ona kilka wad. Przede wszystkim rzuca się w oczy momentami fatalne tłumaczenie. O ile Jackowi Żuławnikowi, który odpowiadał za przekład książki, wybaczyć można jeszcze nie zawsze właściwą składnię, o tyle określenia takie jak „ocipieć” czy „obcyndalać” są już dyskwalifikujące. W książce znajduje się jeszcze kilka podobnych wyrażeń, co nie wystawia jej polskiemu wydaniu najlepszego świadectwa. Szkoda, gdyż do brytyjskiego autora większych zastrzeżeń mieć nie można. Pisze interesująco, stara się rzetelnie podejść do tematu, choć czasem za bardzo rozwleka swój opis. Odniosłem wrażenie, że jego dzieło mogłoby być trochę krótsze, wtedy czytałoby się je jeszcze lepiej. Wiele sesji treningowych przebiega podobnie i czytając ich opis, można odnieść wrażenie, że gdzieś znajdował się już podobny fragment. Na szczęście Finn dzieli książkę na blisko 30 krótkich rozdziałów, dzięki czemu tę obszerną pozycję czyta się sprawniej.
Podsumowując, „Dogonić Kenijczyków” to ciekawa książka, która powinna przypaść do gustu nie tylko entuzjastom biegania i kibicom, lecz także podróżnikom. Autor obszernie opisuje w niej nie tylko sportowe aspekty, ale też wiele miejsca poświęca na przedstawienie kenijskiej kultury i zwyczajów. Książka nie daje wprawdzie jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, gdzie leży tajemnica sukcesów biegaczy z Kenii, ale paradoksalnie jest to jej atut. Czytelnik sam może bowiem ocenić, dlaczego to właśnie sportowcy z tego kraju osiągają od lat najlepsze rezultaty w biegach długodystansowych, a wśród jego obywateli biegowe talenty rodzą się na kamieniu.