Nie warto rezygnować z pogoni za marzeniami. Czasem płaci się jednak za próbę ich osiągnięcia najwyższą cenę.
23 stycznia 2019 roku swoją premierę miała druga już na polskim rynku biografia Tomasza Mackiewicza. „Czapkins”, bo pod takim tytułem ukazała się książka Dominika Szczepańskiego, powstawał od jakiegoś czasu, bo o planach zrealizowania tej publikacji słyszałem już kilka chwil po tragedii, jaka wydarzyła się na Nandze. Po niespełna roku od tamtych wydarzeń fizycznie trafiła one w ręce czytelników. Jak prezentuje się najnowszy górski tytuł Wydawnictwa Agora?
W „Czapkinsie” autor wyróżnił kilka części, które skupiają się na konkretnych aspektach życia głównego bohatera. Pierwsza z nich jest swego rodzaju wprowadzeniem do wydarzeń, będących przyczyną powstania tej publikacji. Druga to już bardziej osobista opowieść o tym, jak zaczęła się przygoda Mackiewicza z górami, o jego osobistym rozwoju, rodzinie i problemach, które zakończyły się odwykiem. W trzeciej autor publikacji skupił się zaś na opisaniu wszystkich prób zdobywania Nangi przez Mackiewicza – jedna po drugiej, z pominięciem tej ostatniej, która została wyodrębniona w osobnym, ostatnim już rozdziale.
Mackiewicz był swego rodzaju fenomenem. W myśl zasady, że jeśli czegoś nie da się zrobić, daj to komuś, kto o tym nie wie jako amator rzucał wyzwanie górom, które omijali bardziej doświadczeni himalaiści. Ta nieskrywana amatorskość, wspinaczka na linach rolniczych, które łatwiej się zrywały, pójście na żywioł, przygotowanie do wypraw na zasadach chałupniczych nie dla wszystkich była zwiastunem możliwych problemów. Jaka jest geneza tego niepowtarzalnego stylu? Mount Logan w Kanadzie. – To tam zaczęła się jego droga w kierunku Nangi, tam pojechał najbardziej nieprzygotowany. To tam, jak mówi jego pierwszy wspinaczkowy partner, Marek Klonowski, Czapkinsa wchłonęła przestrzeń. Ci, którzy nazywają Tomka himalajskim punkiem, powinni spróbować znaleźć określenie na to, kim był w 2008 roku na Loganie. Nawet kurtki gotereteksowej nie wziął. Kiedy zaczęło padać, wyciągnął tropik od namiotu. I zaczął ciągnąć 70-kilogramowe sanki po lodowcach w kierunku oddalonego o 130 km masywu Logana. A potem były niedźwiedzie, a potem prawie się utopili z Markiem. Niezła przygoda, nie? – zastanawiał się w udzielonym niedawno wywiadzie Dominik Szczepański.
O zmarłych mówi się dobrze albo wcale – jednak nie w biografiach, mających rzetelnie przedstawić postać głównego bohatera. Czapkins nie był wzorowym obywatelem, miał na swoim koncie wiele niezapłaconych mandatów a jego żona zostawała w domu z dziećmi i niespłaconymi długami na głowie. Nie potrafił odnaleźć się w dzisiejszym nowoczesnym społeczeństwie – nie umiał żyć w bloku, uciekał więc w góry. Pozostał na zawsze tam, gdzie czuł się najlepiej. – Wygląda na to, że Tomek potrafił być czasami najlepszym, a kiedy indziej najgorszym człowiekiem, na którego w danej chwili mogłeś trafić. – dodał Szczepański, tworząc tym samym prawdopodobnie najlepszą charakterystykę Mackiewicza.
Ostatecznie Feri – bo tak personifikował Nangę Mackiewicz – pokazała mu swoją moc.
Nie jestem ekspertem od himalaizmu, interesuję się górami pod kątem amatorskich weekendowych wycieczek i przyznam szczerze – o Mackiewiczu więcej usłyszałem dopiero wtedy, gdy zeszłoroczna akcja pod szczytem Nangi Parbat zaczęła być dramatyczna. Oceniam w związku z tym „Czapkinsa” jako postronny czytelnik, skupiając się głównie na przyjemności z czytania książki Szczepańskiego. Ta jest spora, bo udało mu się stworzyć ciekawą, reporterską opowieść o nietypowym człowieku. Opowieść wielowątkową i z tragicznym zakończeniem, które tym razem poznajemy z innej perspektywy – nie tej medialnej, lecz bardziej osobistej. Wydawnictwo Agora udanie rozpoczęło tym samym rok w górskiej literaturze.
[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”auto” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]Krzysztof Baranowski[/dropshadowbox]
Książka została przekazana do recenzji przez wydawcę.