W grze Recenzja

W grze

Pisanie książki to nierzadko proces żmudny, czasochłonny, wymagający wiele poświęcenia i kombinowania nad oczekiwaniami czytelników. Sam proces jej wydawania powinien być dla autora i wydawnictwa samą przyjemnością, radosnym oczekiwaniem na trafienie w ręce klientów, którzy będą mogli ocenić jakość danej twórczości. Jak na tym etapie zaczynają się kłótnie, wytykanie palcami, wzajemne obrzucanie się oskarżeniami niczym w przedszkolu, wiedz, że coś się dzieje. „Dzieje się!” – można było sobie pomyśleć, wchodząc w przedpremierowe wieczory na Twitter, gdy zaczęło się grillowanie książki Małgorzaty Domagalik o Jerzym Brzęczku. Bo o niej chcę wam dzisiaj coś napisać.

„W grze” ukazać miała się w okolicach czerwca bieżącego roku, przy okazji Euro 2020. Plany wydawcom pokrzyżowała jednak pandemia, w związku z którą UEFA zdecydowała się na przełożenie turnieju na przyszły rok. Szkoda, że i w tym przypadku nie skorzystano z okazji, dając Brzęczkowi dodatkowe 365 dni spokoju.

W cytowanej rozmowie z Kubą Błaszczykowskim, gdzieś w okolicach połowy książki, autorka mówi, że niełatwo jej się ją piszę. Jeszcze gorzej się ją czyta, bo Domagalik zrobiła tą publikacją głównemu bohaterowi więcej złego, niż dobrego. Przede wszystkim dlatego, że to opowieść autoryzowana, napisana niejako wespół z Brzęczkiem. Nie możemy więc stwierdzić, że dziennikarka wyciąga błędne wnioski ze swoich obserwacji. Mamy tutaj do zdiagnozowania dwóch pacjentów, bo selekcjonerowi polskiej kadry też zdarza się odjechać z dala od zdrowego rozsądku. Widzę też oczyma wyobraźni szatnię na najbliższym zgrupowaniu, gdy z głośników piłkarze puszczą „Eye of the tiger”. Kto przebrnie przez tę lekturę, albo znajdzie właściwy fragment krążący po internecie będzie wiedział, o czym piszę.

Pierwsze słowo-klucz: teza. Autorka z góry założyła, że Brzęczek jest świetnym trenerem, osiągnął wcześniej wiele jako piłkarz i generalnie to idealny kandydat na stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski. Cały medialny świat nie akceptuje jej punktu widzenia, w związku z czym ta musi go bronić. Czemu sam tego nie robi? Bo się tym nie przejmuje, więc Domagalik bierze sprawy w swoje ręce. „W grze” ma strukturę pracy dyplomowej studenta, który chce odwalić robotę i zapomnieć o trudach edukacji – jest z góry postawiona teza, do której trzeba tak dobierać dowody i badania, by te ją potwierdziły.

Drugie słowo-klucz: hejt. Żyjemy w czasach, w których każdą krytykę, zarówno chamską i wulgarną, jak i tę bardziej rzeczową łatwo wrzucić do worka z hejtem, jeśli ta chociaż w małym stopniu zmierza w kierunku, który nam nie odpowiada. Samo sugerowanie, że coś nie spełnia wyznaczonych standardów, nawet wygłoszone w merytoryczny sposób, łatwo zapakować do takiego hejtującego pudełka. Otóż to tak nie działa. Jerzy Brzęczek był średniej klasy europejskim piłkarzem, dla którego szczytem możliwości była gra dla kilku austriackich klubów i kilkadziesiąt występów w biało-czerwonej koszulce. Gdy wybierano go na trenera kadry wciąż był trenerem, który radził sobie średnio, prowadząc do tego czasu kilka klubów w słabej polskiej lidze. Po dwóch latach udało mu się awansować na Euro 2020, wygrywając grupę, którą wygrać MUSIAŁ. Tutaj można było się albo spektakularnie skompromitować lub po prostu awansować i wykonać zadanie. Umniejszanie tego „sukcesu” nie jest hejtem, tylko racjonalnym spojrzeniem na sytuację w grupie, do której trafiliśmy.

Tymczasem jako zalety trenera wymienia to, że ten ma poczucie humoru i dobrze tańczy. Gdyby to był „Taniec z gwiazdami”, to warto byłoby o tym wspominać. W innym przypadku jest to nic nie wnosząca do biografii ciekawostka.