Geniusz? Wizjoner? Tyran? Paranoik? Na pewno jedna z najbardziej charyzmatycznych i nietuzinkowych postaci w historii boksu. Architekt sukcesu kilku mistrzów świata i człowiek, o którym wciąż wiemy niewiele. Jedno jednak wiemy na pewno – Bez Cusa D’Amato nie byłoby Mike Tysona. Ale bez Tysona być może nie byłoby legendy Cusa D’Amato.
To właśnie najwybitniejszy podopieczny przedstawia nam sylwetkę swojego mistrza, a czyni to piórem Larry Slomana, z którym wcześniej napisał głośną autobiografię. Książka jest zapewne kolejnym sposobem na „zmonetyzowanie” głośnego nazwiska w obliczu finansowych problemów, ale jest też hołdem dla człowieka, któremu Tyson zawdzięcza wszystko.
Gdyby „Żelazna ambicja” była walką bokserską, zaczęłaby się od dynamicznej wymiany ciosów i kilku nokdaunów w dwóch pierwszych rundach, po których nastąpiłoby długie 10 rund klinczu, by w ostatnich minutach uraczyć widzów efektownym bojem na wyniszczenie.
Zaczyna się obiecująco. 13-letni Mike Tyson zostaje wypatrzony w ringu przez D’Amato, a ten od razu zakochuje się w jego umiejętnościach i przepowiada mu sięgnięcie po tytuł mistrza świata. Ba, według wybitnego trenera, Tyson zostanie najmłodszym mistrzem w historii. Ale żeby było to możliwe, musi ulepić go na swoją modłę.
„Pewność siebie rodzi sukces, a sukces rodzi pewność siebie. Odpowiednio wykorzystana pewność siebie warta jest więcej niż geniusz. Jestem pewien, że to właśnie przez te teorie mam dzisiaj sporo problemów. Chciał, żebym myślał o sobie jak o Bogu.”
D’Amato słynął z oryginalnych metod treningowych, wojskowego reżimu, konsekwencji i z nie uznawania kompromisów. Miał obsesję doskonałości i nie cierpiał sprzeciwów. Uważał, że jedyna droga do sukcesu to ta, którą sam wytyczył. Wymagał ultraprofesjonalnego podejścia do boksu. Przykładał ogromną wagę do podświadomości, pewności siebie i hartu ducha. Niemal programował umysły swoich podopiecznych. W książce czytamy o niezwykłych sytuacjach, kiedy D’Amato miał rzekomo podświadomie wpływać na losy swoich antagonistów.
Mike Tyson słynął z charakterystycznego sposobu boksowania. Jego balans ciałem powodował, że stawał się nieuchwytny dla przeciwników, a przy tym potrafił wyprowadzić niesygnalizowaną kontrę posyłając piekielnie mocne uderzenie lub poczęstować serią ciosów niczego nie spodziewającego się przeciwnika. Był to oczywiście efekt pracy z Cusem, który czerpał z każdej możliwej dziedziny i wprowadzał do swojego warsztatu kolejne innowacje. Pola do rozwoju dostrzegał choćby w muzyce, wyścigach konnych czy… pisaniu na maszynie. Opracował metodę, w której każdemu rodzajowi ciosu przypisana była cyfra. Pięściarz musiał zadawać ciosy zgodne z komendami trenera.
Jednak zanim po bokserskie laury sięgnął Tyson, Cus doprowadził do mistrzostwa Floyda Pattersona i Jose Torresa. Pięściarzy, przed którymi świat bokserski nie padał na kolana, ale dzięki współpracy z D’Amato wycisnęli ze swoich karier 100% i sięgnęli po mistrzowskie pasy. Ich historie i droga do tytułu są szczegółowo opisane na kolejnych kartach książki.
„Moim zadaniem jest doprowadzić do tego, aby mój pięściarz zarobił jak najwięcej, jak najmniej przy tym ryzykując”
D’Amato wyprzedzał swoją epokę. Był prekursorem czegoś, co dzisiaj nazwalibyśmy pay per view. Doszedł choćby do wniosku, że transmisje walk w zamkniętych salach kinowych pozwolą zarobić więcej, niż transmisje w TV. Dostrzegał też wielkie zagrożenie w ruchach mających na celu zmonopolizowanie pięściarstwa.
Genialne umysły często jednak nie potrafią odnaleźć się w otaczającym je świecie, a ponadto bywają niezrozumiane. Podobnie było w tym przypadku. Legendarny trener w pewnym momencie stał się niemal persona non grata w pięściarskim światku. Kierując się własnymi ideałami i dobrem swoich podopiecznych nie godził się na nieczyste zagrania ze strony konkurentów. Niestety był w tej walce niemal osamotniony. Co gorsza, zaczął popadać w paranoję i w niemal każdym widział wroga. Zewsząd czuł zagrożenie i obawiał się o swoje życie.
Znaczną część książki stanowią opisy zakulisowych batalii o panowanie nad tą dyscypliną sportu. Możemy przeczytać o okolicznościach powstania pierwszej federacji bokserskiej i mafijnych wpływach w boksie. Opisy sądowych sporów, brudnych chwytów, szemranych interesów i prób zdyskredytowania D’Amato są jednak nazbyt szczegółowe i rozbudowane. Mnogość nazwisk, wydarzeń i detali powodują, że książka traci swoją płynność. Łatwo stracić koncentrację i pogubić się w biegu wydarzeń.
„Floyd Patterson po latach przyznał, że odejście od Cusa było jego największym błędem. Moim największym błędem było przekonanie, że Cus nigdy mnie nie opuści.”
Na szczęście pod koniec książka odzyskuje właściwe tempo. Cus umiera nie doczekując się doprowadzenia do tytułu kolejnego podopiecznego, ale rok po jego odejściu „Żelazny Mike” spełnia przepowiednię i zostaje najmłodszym mistrzem świata w historii. Jednak w momencie, w którym to osiąga jest już na równi pochyłej. I choć kilkukrotnie obronił mistrzostwo, czynił to w coraz gorszym stylu. Tyson zdobywa się na niezwykle szczere wyznania i opowiada o drodze na dno. Kiedy zabrakło mentora, zabrakło drogowskazów, a pięściarz nie był w stanie samodzielnie pokierować własnym życiem. D’Amato w tej historii jawi się jako ktoś, kogo pięściarz kochał jak ojca, ale jednocześnie nienawidził. Był człowiekiem, który poświęcił wszystko, by chłopaka, który być może nie dożyłby dwudziestego roku życia, wprowadzić na szczyt i dać mu bogactwo. Ale jednocześnie był tyranem budzącym w nim strach. Był człowiekiem – sprzecznością.
Abstrahując od momentów, które psują przyjemność z czytania, można z książki wyciągnąć naprawdę wiele. Płynie z niej sporo życiowej mądrości, bo poza wszystkim, Cus D’Amato o życiu wiedział wiele, a o boksie niemal wszystko. Dostajemy też kolejny dowód na to, jak ważna w sporcie jest mentalność zwycięzcy, jak kręta jest droga na szczyt i jakiej katorżniczej pracy i dyscypliny wymaga wejście na sportowy szczyt. Jednocześnie jest to nauczka, że utrzymanie się na szczycie jest jeszcze trudniejsze.