Steven Gerrard. Autobiografia legendy Liverpoolu Recenzja

Steven Gerrard. Autobiografia legendy Liverpoolu

Okładka

Okładka

Na rynku książek piłkarskich pojawiła się niedawno autobiografia Stevena Gerrarda, która ukazała się nakładem wydawnictwa SQN. Legendarny piłkarz Liverpoolu opowiada w niej o swojej karierze, skupiając się głównie na ostatnich dwóch latach. Czy to dobry prezent mikołajkowy dla fana piłki nożnej? Być może ta recenzja pozwoli wam znaleźć odpowiedź na to pytanie.

Po przeczytaniu książki „Steven Gerrard. Serce pozostawione na Anfield” mam mieszane uczucia. Z jednej strony nie pochłonęła mnie jak autobiografie George’a Besta czy Luisa Suareza. Z drugiej, po przeczytaniu ostatniej strony, cały czas przypominały mi się kolejne anegdoty, które przytoczył Gerrard. Historia o rozciętym penisie będzie mi się przypominała za każdym razem, kiedy pójdę pograć z kumplami, a historia o tym, jak Craig Bellamy pobił kijem golfowym Johna Arne Risse zmusi mnie do zastanowienia się dwa razy czy pijanemu koledze warto odmówić przysługi.

Gerrard w wielu tematach zachowuje bardzo popularną na Wyspach Brytyjskich poprawność polityczną, ale w niektórych momentach wbija niektórym osobom potężną szpile. Najbardziej oberwało się El-Hadjiemu Dioufowi. Ze słów Gerrarda można jasno wywnioskować, że zwyczajnie nie lubi on Senegalczyka, który zresztą zapracował sobie na to swoją postawą na boisku i poza nim. Zupełnie inaczej jest w przypadku Jose Mourinho. Jeden z największych prowokatorów w historii futbolu cieszy się doskonałą opinią u Stevena i, co ciekawe, taką samą opinię podziela Mourinho. Portugalczyk napisał nawet pożegnalny list do piłkarza, kiedy ten odchodził z Liverpoolu. Po co to robił? Przecież Stevie nigdy nie grał w Chelsea i raczej nie ma możliwości, by kiedyś jeszcze założył koszulkę „The Blues”. Może Mourinho zrobił to z czystej sympatii?

Tekst dodany w ramach współpracy redakcyjnej. Czytaj więcej na

z pamietnika hipstera blog