Wszystko ma swój początek. Sto lat temu piłkarska reprezentacja Polski oficjalnie zadebiutowała na międzynarodowej arenie, mierząc się z Węgrami. Pod koniec 2021 roku pojawił się zaś pierwszy tom serii, która docelowo odtworzyć ma historię naszej kadry narodowej.
„Reprezentacja Polski 1920-1932” to dziesiąta publikacja serii „Historia Sportu”. Jej autorzy skupili się na pierwszych dwunastu latach organizowanej wówczas polskiej reprezentacji piłkarskiej, która pierwszy oficjalny pojedynek rozegrała w Budapeszcie, ulegając Węgrom 1:0. Album, tak jak poprzednie wydania tej redakcji, ma twardą oprawę i wysokiej jakości papier.
Mimo, że całość wygląda przyzwoicie, zdarzają się tutaj mimo wszystko niedopasowane elementy, jak chociażby malutkie zdjęcie Józefa Kałuży na całej stronie formatu A4.
I jako pozycja typowo albumowa, jest to wydane ładnie, estetycznie i cieszy oko, ale nie o to tutaj chodzi. Gdyby trzymać się budowlanej terminologii, niby ma to wszystko mocny fundament, ale tylko z pozoru, bo jak odkryjemy warstwę betonu, to okazuje się, że zaoszczędzono na zbrojeniu. Jeśli spojrzymy na tę książkę nie w kategorii albumu, lecz publikacji z segmentu historycznego, ma ona jedno, ale decydujące uchybienie. Podejście do źródeł.
Jako czytelnik ufam autorowi, że ten, porywając się na napisanie książki historycznej dokonał najszerszego możliwego researchu i zrobił wszystko, co w jego mocy, by wypuszczony przez niego tytuł był rzetelny. Mimo to chcę mieć możliwość sprawdzenia jego pracy. Ufaj, ale kontroluj. Tymczasem w „Reprezentacja Polski 1920 – 1932” bibliografia polega na wymienieniu tytułów prasowych i kilku innych dokumentów, które potwierdzić mają zawarte w środku informacje, wraz z ogólnym wskazaniem, z których lat mogą one pochodzić. Publikacja o takim charakterze nie ma prawa mieć tak sporządzonej bibliografii. To tak, jakby nie było jej tutaj wcale. Oczywiście nie można też popadać ze skrajności w skrajność, idąc na przykład wzorem znakomitej serii „Zanim powstała liga”, gdzie na każdej stronie, do każdego meczu i praktycznie każdej postawionej przez Pawła Gaszyńskiego kropki można znaleźć przypis. Wtedy każda książka miałaby po 1500 stron. Ale w dzisiejszej dobie cyfryzacji i możliwości, można było to jakoś pogodzić, chociażby internetowym aneksem do wykorzystania przez chętnych. Sytuacja zaintrygowała mnie na tyle, że przejrzałem inne publikacje tej serii, bo nie zwracałem na to wcześniej uwagi. Jak się okazuje, nie jest to pierwszy taki przypadek.
Dziwi mnie to tym szczególniej, że od śmierci Andrzeja Gowarzewskiego część redakcji mocno uaktywniła się w mediach i próbuje przejąć schedę po tym historyku futbolu. Tymczasem powielają oni schemat, za jaki część środowiska krytykowała właśnie Gowarzewskiego, czyli podawanie informacji jako pewnych, bez podjęcia dyskusji, co do ich prawdziwości. Ciekawostką jest to, że to właśnie do rozdziału wytykającego błędy „Gowie”, autorzy przyłożyli się najmocniej – tutaj mamy wymienione źródła z datami a nawet stronami, gdzie pojawiają się znalezione różnice. Niezaprzeczalnym faktem dla każdego, kto śledził dawną prasę są rozbieżności dotyczące tych samych wydarzeń w zależności od tego, kto je relacjonował. Podstawą takiej publikacji, jeżeli natrafimy na różnice, powinna być zatem analiza rzetelności źródeł, która będzie przyczynkiem do ewentualnej dyskusji na ten temat.
Przykład? Tak się składa, że niedawno zajmowaliśmy się tematem pierwszego meczu polskiej kadry i w jednej z gazet, zagranicznej, której w „bibliografii” autorzy nie wymieniają, podana jest inna liczba widzów, niż przyjęto w wyliczeniach potencjalnych błędów w albumie. Oczywiście, to tylko jedno ze źródeł, do tego spoza Polski i Węgier, niemniej jednak wprowadza kolejne pole do dyskusji na temat rzetelności ewentualnych źródeł właśnie.
Na rynku znaleźć można pozycje doskonale radzące sobie z mnogością źródeł i ich zróżnicowaniem w przedstawianiu tych samych meczów, jak chociażby seria „Polska Liga Piłki Nożnej”, gdzie często nie ma jednoznacznej odpowiedzi jak było – są wskazane rozbieżności i autorzy nie roszczą sobie praw do posiadania ostatecznej wiedzy w temacie, jeśli nie mają stuprocentowej pewności, że historia napisała się w taki właśnie sposób.
Chciałbym napisać, że pierwsza część tomu o piłkarskiej kadrze jest świetnym początkiem budowania wiedzy o naszej reprezentacji, jednak z wyżej wymienionych względów zrobić tego nie mogę.