Najważniejsza decyzja Recenzja

Najważniejsza decyzja

Okładka

„Najważniejsza decyzja”  Iwony Guzowskiej to lektura pod kilkoma względami nieco inna od pozostałych książek sportowych. Po pierwsze nie ma tutaj intrygującego prologu. Zazwyczaj autorzy na samym początku serwują czytelnikom mocne, arcyciekawe historie, rozpalając tym samym wyobraźnię i zachęcając do dalszego czytania. Tym razem prolog nie ma takiej mocy. Wystarczy jednak chwilę poczekać, gdyż zainteresowanie gwałtownie wzrasta wraz z lekturą pierwszej – z czterech – części książki.

Iwona Guzowska rozpoczyna swoją historię chronologicznie, przedstawiając swoje dzieciństwo, dorastanie oraz młodość. Jednak ze względu na traumatyczne i trudne przeżycia – pobyt w domu dziecka, adopcja, problem alkoholowy w rodzinie, nieplanowana nastoletnia ciąża – była mistrzyni opisuje swoją przeszłość w dość nietypowy sposób. Otóż dystansuje się od własnych przeżyć opowiadając w trzeciej osobie, a co bardziej zaskakujące opisuje historie dwóch dziewczyn zamiast jednej. Ten niespotykany, przewrotny i pomysłowy sposób opowiedzenia części własnej biografii wyróżnia tę książkę spośród innych pozycji literatury sportowej. Pierwsze kilkanaście rozdziałów czyta się wręcz błyskawicznie. Człowiek jest ciekawy, w jaki sposób obie przedstawione postacie łączą się ze sobą i jak odnoszą się do Iwony Guzowskiej. Bez wątpienia to najlepsza część „Najważniejszej decyzji.”

„Stres sięga zenitu, świadczy o tym znajomy ból dziąseł.”

Po części typowo autobiograficznej w książce pojawiają się tematy bardziej sportowe. Iwona Guzowska wspomina przebieg walk mistrzowskich, obronę tytułów, opisuje także przygotowania do ringowych starć. Fragmenty sportowe z pewnością zaciekawią wszystkich kibiców, rozczarowaniem jednak będzie ilość przedstawionych informacji. Jest ich bez wątpienia za mało. W książce sportsmenki mało sportu? Dziwne, ale niestety prawdziwe.

Sięgając po tę pozycję odkryjecie, kto nadał Iwonie Guzowskiej przydomek „Pitbull”, w jaki sposób zdobyła pierwszy tytuł mistrzyni świata oraz który okres był najtrudniejszym w jej karierze. Przeczytacie, który trener nadał „pierwsze i właściwe szlify” jej talentowi, jak łączyła karierę z wychowaniem dziecka, a także, w jaki sposób straciła pas WIBF z winy promotora. Iwona Guzowska wspomina również swoje porażki, ujawnia, która z nich bolała najbardziej. Wyjaśnia, dlaczego tak szybko zdecydowała o zakończeniu kariery, a także zdradza czy żałuje swojej decyzji.

„Miesiące ciężkiej pracy, mnóstwa wyrzeczeń, litry potu, krwi. Setki chwil zwątpienia, samotności. Warto było, bo tylko tak zdobywa się szczyty.”

Trudno nie docenić wielkich sportowych osiągnięć Iwony Guzowskiej. Podziw wzrasta, kiedy spojrzymy na jej trudną przeszłość. Motywacja i wewnętrzna siła polskiej zawodniczki jest naprawdę inspirująca. Wszyscy wątpiący we własne możliwości powinni przeczytać wspomnienia Guzowskiej. Kobiety, która niespełna miesiąc po porodzie zdobyła czarny pas w taekwondo, a dwa tygodnie później wywalczyła mistrzostwo Polski w kick-boxingu. Polska pięściarka przekazuje w swojej książce wiele słów motywacji, starając się pobudzić czytelnika do działania. W moim odczuciu było ich czasem jednak za dużo, przecież historia Iwony Guzowskiej sama w sobie jest już niezwykle motywująca.

„Ból po walce jest właściwie… piękny. Dzięki niemu czułam, że żyję.”

W późniejszych częściach książki ciekawe, z punktu widzenia osób zainteresowanych sportem, są również fragmenty o wejściu Guzowskiej na Mount Blanc, czy też udziale w zawodach Ironman. Niestety jednak to tylko wyjątki, a większość pozostałych rozdziałów była dla mnie dużym zawodem. Autorka podejmuje w nich mnóstwo tematów, a całość sprawia wrażenie, że w rękach trzyma się pismo dla kobiet, a nie literaturę sportową.

Iwona Guzowska opowiada o związku z drugim mężem, znaczeniu w jej życiu medytacji, filozofii Dalajlamy. Wskazuje na potrzebę poszanowania wolności drugiego człowieka, a także odnajdywania szczęścia w najmniejszych rzeczach. Mówi o niesłuszności zabijania zwierząt dla pożywienia. Wskazuje swoje ulubione tytuły piosenek oraz książek. Do tego wszystkiego znajdziecie jeszcze rozdział o polityce i przygodzie Iwony Guzowskiej z sejmem.

Mnogość mało interesujących wątków sprawiła, że tempo mojego czytania drastycznie spadło. Niektóre treści były zupełnie niepotrzebnym, na siłę przedłużaniem lektury. Apogeum osiągnęłam jednak w momencie, kiedy zaczęłam czytać o zmarszczkach, starzeniu się, czy też biuście i kobiecości… wtedy po prostu „wymiękłam”. Powiedzmy sobie szczerze, nie tego człowiek szuka, gdy sięga po autobiografię sportowca.

„Żeby zdobyć każdy z tytułów w boksie zawodowym, dawałam z siebie więcej niż wszystko.”

Iwona Guzowska pracowała nad swoją książką trzy lata. Wydaje się, iż tak długi okres czasu sprawił, że lektura zamiast jednolitym tworem stała się zbiorem zbyt wielu wątków. Początkowe rozdziały szokują i wbijają w fotel, a późniejsze wspomnienia sportowe wzbudzają ciekawość. Niestety pozostałe rozdziały, rodem z pism opowiadających o życiu gwiazd, znacznie obniżają ogólną ocenę tej książki. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że to pierwsza autobiografia kobiety-sportowca, którą czytałam i… nie był to chyba przypadek.

„Boks zawodowy to dopiero katorga.”