O Miroslavie Klose możnaby powiedzieć, że był drewniany, ale nie w kontekście piłkarskim – po prostu zanim na poważnie zaczął profesjonalnie grać w piłkę, był cieślą. Ciężka praca, która nieobca była mu przez całe życie, przyniosła efekty na boisku, gdzie udowodnił, jak szybko potrafi upływać czas.
Cztery lata. W codziennym życiu – całkiem sporo. Można wówczas zmienić pracę, wybudować dom, kupić nowy samochód, czy poznać fajną kobietę i się ożenić. W karierze piłkarskiej – jeszcze więcej. Gdy w 1998 roku w finale Mundialu naprzeciw siebie stawała Francja z Brazylią Klose oglądał ten mecz w domu, jako piłkarz ligi amatorskiej. W jego wieku zwykle już wiesz, czy utrzymasz się z futbolu, czy trzeba traktować taki sposób zarabiania pieniędzy w sferze marzeń. Cztery lata później, w finale kolejnych mistrzostw globu, to on stanął naprzeciw Ronaldo, rozpoczynając indywidualną rywalizację, która ostatecznie zakończyła się po jego myśli.
Pod koniec listopada 2019 roku na rynku polskiej literatury sportowej za sprawą wydawnictwa Zysk i S-ka pojawił się przekład autobiografii niemieckiego napastnika o polskich korzeniach, w której napisaniu pomógł piłkarzowi dziennikarz o świetnym warsztacie – Ronald Reng. W połączeniu z dobrymi tłumaczami – Michałem Jeziornym i Tomaszem Urbanem – publikacja jawiła się jako pozytywny element zeszłorocznej oferty wydawniczej.
Polskość. To była główny wątek, jaki pojawiał się w dyskusjach przy zapowiedziach tej książki. Czy Klose wyjaśnił dlaczego tak nie lubi Polski? No właśnie. Nie lubi Polski. Zarzuca się temu napastnikowi niechęć do swojej ojczyzny, patrząc przez pryzmat jego braku wypowiedzi na ten temat. Gdyby Klose miałby dwie osobowości, jak dr Jekyll, jego Pan Hyde wyglądałby jak Lukas Podolski, który z chęcią opowiada o swoich polskich korzeniach. Tymczasem Reng dobrze wyjaśnia całą sytuację – najpierw między wierszami, opowiadając o jego ojcu, Józefie, by później poświęcić ów polskości cały, aczkolwiek krótki, rozdział. Mimo to po przeczytaniu „Miro” można spojrzeć na piłkarza z innej perspektywy. I samo to nadaje już tej publikacji właściwą wartość.
Ale nie tylko polskość jest tutaj istotna. Reng ciekawie buduje kilka wątków narracyjnych, które naprzemiennie się przeplatają. Mamy tu zatem zarysowany przebieg historii zakończonej tytułem najlepszego strzelca w historii piłkarskich mistrzostw świata, od fascynacji tymże właśnie Ronaldo, gdy ten dostępny był dla Miroslava wyłącznie w telewizorze, po prześcignięcie go u schyłku kariery. Wszyscy pamiętamy go z tych lat, gdy był już napastnikiem światowej klasy, ale były momenty, gdzie sam kazałby sobie spierdalać, jak proponowali mu to zrobić kibice z Bremy, zaraz po transferze do Werderu, gdy wydawało się, że będzie transferowym niewypałem. – Nie potrafię strzelić. – powiedział kiedyś zrezygnowany Klausowi Allofsowi, gdy Thomas Schaaf kolejny raz ściągnął go z boiska. A jednak potrafił…
Reng dobrym autorem jest – i basta. Choćby pisał o polskiej ekstraklasie, czy grze Milanu z tego sezonu, zrobi ze swojej opowieści niezwykle interesujący reportaż. Bo przy okazji „Mira” zdradza nam nie tylko kulisy życia głównego bohatera, ale przemyca obraz Niemiec, z jego wczesnych i późniejszych lat, czy historii Bundesligi, opisując nieco rozwój Bayernu. Udowadnia również, potwierdzając poniekąd opinie zawarte w innych tytułach, że Louis van Gaal jest dość ekscentrycznym człowiekiem. Warto też odnotować, że tłumacze nie zabili tej książki, co też jest sztuką. Dla przykładu, bardzo dobrą merytorycznie biografię Kloppa sprzed dwóch lat zniszczyła fatalna polska redakcja.
Za podsumowanie kariery Klose wystarczy zaś krótki cytat z tej książki. „Wielu uzdolnionym piłkarzom udawało się w krótkim czasie awansować do roli pierwszych wyborów. Niewielu jednak osiągając najwyższy poziom, udawało się udoskonalać samego siebie”. Z tym zdaniem was pozostawię, zachęcając do lektury książki, bo warto. Obala kilka panujących w Polsce mitów.
Książka została przekazana do recenzji przez wydawcę.