Literackie Ferrari Kubiaczyka, czyli ciekawa opowieść o Hiszpanii

Krzysiek Baranowski

Temat hiszpańskiego futbolu na polskim rynku literatury sportowej mieliśmy omówiony już wzdłuż i wszerz. Mogliśmy poczytać – kilkukrotnie – o Realu, Barcelonie, Messim, Ronaldo, o tutejszej rywalizacji ekonomicznej i sportowej, o Pepie i Mourinho, Neymarze, Inieście, czy Suarezie.

Każdemu nowemu punktowi widzenia warto dać szansę, o czym przekonałem się przy lekturze „Wojny światów” Thibaud Leplata – książki niepozornej, lecz ciekawie rozbudowującej wątek rywalizacji „Królewskich” z FC Barceloną. Tytułem, który wpisał się na listę tegorocznych pozytywnych zaskoczeń jest opowieść Filipa Kubiaczyka o hiszpańskim nacjonaliźmie, historii i tożsamości, na które człowiek ten spojrzał z piłkarskiej perspektywy.

Dziecięcia fascynacja hiszpańskim futbolem sprawiła, że Filip Kubiaczyk – profesor, historyk kultury i hispanista – zdecydował się na napisanie książki poświęconej o tym kraju. Celowo ujmuję zawartość jego publikacji w tak obszerny skrót myślowy, ponieważ to nie jest opowieść wyłącznie o piłce nożnej. Owszem, jest ona na pierwszym planie. Autor prowadzi nas między innymi przez stadiony i ich okolice, by pokazać świat, jakim żyją tutejsi obywatele. Ale to opowieść głównie o kulturze, tutejszym sposobie bycia, nawykach, też o wadach społeczeństwa i błędnych decyzjach. To Katalonia z Barceloną i Kastylia z Madrytem, Baskowie z Bilbao, generalnie cała Hiszpania, przedstawiona przez pryzmat miłości do tej dyscypliny sportu. Nawet powszechnie znane tematy, jak pojedynki Realu z Barceloną są tutaj rozbudowane o nowe fakty, odświeżające postrzeganie tej rywalizacji. Kubiaczyk wyjaśnia, że „nie da się być w pełni Katalończykiem, nie kibicując Barcelonie”. Nie Espanyolowi, lecz właśnie Barcelonie. Bo to wewnętrzny bunt przeciw opresjom i agresji ze strony państwa i jego władców, które mimo upływu czasu, nawet w spokojniejszym okresie dają o sobie znać. Dlaczego mecze z Realem na Camp Nou mają dużo większy ciężar gatunkowy niż ta sama rywalizacja na Santiago Bernabeu? To też poddane zostaje w tej książce analizie.

Gdy rozmawiałem z Johnem Footem, autorem książki „Calcio” o włoskiej piłce, zwrócił uwagę na jeden szczegół, mający wpływ na zrozumienie dzisiejszych podziałów w tutejszym społeczeństwie. Kraj przez wieki był jedynie szeregiem autonomicznych miast, a nie zjednoczonym państwem. Podobny obraz – zachowując oczywiście odpowiednie proporcje – można by teraz namalować o Hiszpanii, w której wpływy katalońskie i baskijskie są na tyle silne, że piłkarska kadra narodowa stała się kolejnym polem do lokalnej rywalizacji, której nie są w stanie zastopować nawet nie tak odległe przecież sukcesy, zakończone chociażby mundialowym medalem.

Absolutnie nie przeszkadza w lekturze naukowy styl opowieści, objawiający się licznymi przypisami, rozbudowanymi figurami retorycznymi i generalnie – formatem bliższym pracy dyplomowej. Pojawiła się kiedyś na naszym rynku książka o podobnym charakterze, biorąc pod uwagę jej styl i formę. Nie dało się jej czytać – brzmiała jak bełkot człowieka chcącego pokazać, że potrafi tworzyć zdania wielokrotnie złożone. Tutaj tego problemu nie ma. Kubiaczykowi udało się odpowiednio wyważyć badawczą stronę opowieści z mainstreamowymi potrzebami rynku.

Książka podzielona jest na siedem rozdziałów. Pierwszy, mający charakter wprowadzający do nacjonalistycznego wątku dotyczy współczesnej kadry narodowej. Po stu stronach ruszamy w główną podróż, jaką jest wyjaśnienie roli i pozycji poszczególnych klubów – FC Barcelony, Realu, Espanyolu i Athleticu Bilbao – w budowaniu podziałów w hiszpańskim społeczeństwie. Na koniec autor wyjaśnia kwestie dotyczące statusu Pucharu Króla i źródeł rasizmu na stadionach.

Jupp Heynckes jako trener ekipy z Bilbao na przełomie wieków użył określenia, które nieco deprecjonowało możliwości jego zespołu. „Dla mnie Athletic w lidze hiszpańskiej jest jak Volkswagen w Formule 1”.

Ta książka byłaby Ferrari lub Mercedesem.