Jakub Błaszczykowski, gdy grał jeszcze w Wiśle Kraków, postrzegany był jako piłkarz bezproblemowy, który swoją osobą nie wywołuje żadnych, absolutnie żadnych konfliktów. Problemy, jakie wygenerował czas po Euro 2012 sprawiły, że na jego historię cały sportowy kraj czekał z niecierpliwością.
„Kuba” był flagowym tytułem Buchmanna na ten rok, które po „ZaSYPAnym” nieco spuściło z tonu. We współpracy z dziennikarką Małgorzatą Domagalik powstała książka, która przedstawia życiorys zawodnika BVB. „Kuba” nie jest jednak autobiografią – to bardziej subiektywna narracja przez życie sportowca, uzupełniona wypowiedziami jego bliskich, materiałami prasowymi i rozmowami z tytułowym bohaterem.
Do książek autorstwa osób, które ze sportem nie mają na co dzień do czynienia należy podchodzić sceptycznie, ale pomimo kilku wpadek, autorkę uratowała koncentracja na sferze pozaboiskowej, opisująca głównie życie prywatne Błaszczykowskiego. To w jego przypadku bardzo ważne, bo Kuba nigdy nie był piłkarzem gotowym do natychmiastowej sprzedaży swojej osobowości w mediach. Błaszczykowski „od środka” intryguje, zdradzając nieznane dotąd fakty i doświadczenia.
Centralną częścią historii jest zaś dzień, w którym piłkarz stracił matkę i ojca w rodzinnej tragedii. Autorka umiejętnie buduje napięcie i atmosferę, prowadząc czytelnika do znanego powszechnie finału historii.
„Kuba” wywołał niemałe zamieszanie, ze względu na rozdział poświęcony reprezentacji Polski i przyznaniu opaski kapitańskiej Robertowi Lewandowskiemu. Więź, jaka połączyła Domagalik z Błaszczykowskim odebrała jej jednak dziennikarską umiejętność obiektywnego relacjonowania sytuacji, charakteryzując decyzję Adama Nawałki w kategorii błędu. Błędu, który nie powinien się zdarzyć. Nie wobec Błaszczykowskiego…
Książkę ciężko scharakteryzować w jednoznaczny sposób. Pierwszy raz polski pomocnik tak mocno otworzył się przed dziennikarzem, co jest największym atutem tego tytułu. Z drugiej strony, brak obiektywizmu nakazuje podchodzić do spornych kwestii z dystansem. Mimo wszystko, „Kubę” przeczytać trzeba – nie tylko, aby przypomnieć sobie sportowe osiągnięcia zawodnika.