George Best. Najlepszy Recenzja

George Best. Najlepszy

„Większość pieniędzy wydałem na wódę, kobiety i szybkie samochody. Resztę po prostu przepuściłem”. To nieśmiertelne stwierdzenie, jakie padło z ust George’a Besta było kwintesencją jego stylu życia. Żadne inne słowa nie byłyby w stanie trafniej opisać jego hulaszczego życia i beztroskiej natury. Czy jego autobiografia również taka jest?

Autobiografia Besta, spisana przy udziale Roya Collinsa wydana została w Polsce pod koniec 2015 roku przez krakowskie wydawnictwo Sine Qua Non. 384-stronicowa książka przetłumaczona przez Roberta Filipowskiego to przekład wydanej w 2002 roku pozycji „Blessed: The Autobiography”.

Irlandczyk nadawał się idealnie na głównego bohatera książki – Best był bowiem pierwszym piłkarzem z Wysp, który na stałe zagościł w tabloidach. Nie szukał on w niej usprawiedliwienia dla swojego trybu życia. Dokonywane przez niego wybory zwykle zakwalifikować można było wyłącznie do złych lub jeszcze gorszych. Alkohol kierował nim przez większość kariery i sportowej emerytury, co doprowadziło ostateczne do śmierci w 2005 roku.

Książkę czyta się dobrze – są w niej zarówno śmieszne, jak i nieprawdopodobne historie, które przeplatają szczegóły najważniejszych meczów z kariery Besta. Wśród zarzutów w stronę innych za pasmo niepowodzeń, które go dotknęły, Best zdaje się rozumieć, że wszelkie zło, którego doświadczył wynikało wyłącznie z jego winy.

„Najlepszy” może być lekturą, która ostrzega przed zgubnymi skutkami nałogów. Alkohol, później hazard – wiele czynników sprawiło, że w tej publikacji sport nie jest najważniejszy. Ciężko sklasyfikować tę książkę. Jedni traktować mogą ją jako opowieść o człowieku chwytającym chwilę. Drudzy – przestrogę i podsumowanie zmarnowanej szansy dostatniego życia.