„Remanent” Jerzego Chromika to książka dla koneserów. Spodoba się nostalgikom, może tez przypaść do gustu adeptom dziennikarstwa, którzy chcą unikać sztampy i truizmów. To pozycja ambitna – wymagająca dużo czasu i skupienia.
Jeśli można mówić o specjalizacji dziennikarskiej, to autor tej publikacji jest uznawany za profesora od wywiadów. To znamienne, że podzielona na trzy części książka zaczyna się właśnie od dogłębnych rozmów z zacnymi postaciami polskiego sportu i nie tylko…
Szczerość to podstawa
Kultowy wywiad z Dariuszem Dziekanowskim to pierwsza i na szczęście nie ostatnia perełka. Rozmówca, który obecnie jest dość stonowany jako ekspert telewizyjny, przed laty nie gryzł się w język. Widać, że wtedy cenił siebie, a o jednym z zasłużonych dla polskiej piłki trenerów mówił z antypatią. Dziś, w czasach wszechobecnych autoryzacji, gdy w modzie są okrągłe zdania, wyuczone formułki, czyli miałkość – aż trudno uwierzyć, że piłkarz powszechnie znany mógł zdobyć się na taki przypływ szczerości.
Rozmawiając z Mirosławem Okońskim, Jerzy Chromik nawet się nie zawahał: aluzji do pokus piłkarza nie mogło zabraknąć. Dowiadujemy się, że kibice i sponsorzy z branży spożywczej bywali hojni, by nakłonić piłkarzy do gry w Lechu Poznań lub by ich zmotywować. Ten wywiad czytałem ze szczególnym zaciekawieniem, ponieważ jako Wielkopolanin nasłuchałem się tylu historii o kunszcie Okońskiego i jego zamiłowaniu do różnych uciech… Mógł trafić do PSG, do czego miał przyczynić się… Belmondo. Jerzy Chromik na szczęście nie pyta rozmówcy o piękne gole, zagrania i to, co zwykle widać na boisku. Jak się teraz mówi – łamie schemat.
Język, kultura i komentator – erudyta
A propos fraz – mądrzejszych i nieco mniej lotnych, to wywiad z Andrzejem Poniedzielskim zapadł mi w pamięć. Rozmówcy z przymrużeniem oka oceniają język komentatorów. Brać na siebie ciężar gry, rollercoaster, mieć coś z tyłu głowy – panowie przytaczają te frazy z nutką sarkazmu. Andrzej Poniedzielski, jak sam przyznaje, nie jest pasjonatem futbolu. To nie przeszkodziło wszakże redaktorowi Chromikowi rozmawiać z nim w sposób interesujący.
Podobnie rzecz się miała z Januszem Gajosem, gdy mowa była o „Piłkarskim pokerze”. Laguna to tylko jeden z wątków. Były arbiter Krzysztof Czemarmazowicz też mówi o korupcji i redaktor go „dociska”, choć stara się też zrozumieć, czasami brzmi dwuznacznie: ” I tylko umarli nie przyjmują łapówek…”.
Maciej Szczęsny dał się poznać jako błyskotliwy rozmówca już w VI „Kopalni”, gdy jego wywody dotyczyły futbolu w okresie transformacji ustrojowej. Redaktor Chromik także wydobył z niego to co najlepsze. Elokwentny, dosadny, wiele kojarzący Szczęsny jest nie w ciemię bity. Jerzy Chromik pozwolił Włodzimierzowi Szaranowiczowi podsumować wieloletnią pracę dziennikarską. Dzieciństwo, choroba, ponury okres lat 80., strata ojca. Szaranowicz jest jak zwykle refleksyjny, a Chromik rozumie go jak mało kto. Ten wywiad może być uzupełnieniem świetnej biografii znawcy skoków, lekkoatletyki czy dawniej NBA. Notabene autor „Remanentu” wyjaśnia, dlaczego to nie on napisał książkę z tym wybitnym komentatorem.
Dzięki J.Chromikowi dowiadujemy się, co się działo z Dariuszem Szpakowskim, gdy na Woronicza hulał wiatr zmian. Żona Bohdana Tomaszewskiego opowiada o życiu u boku legendy, a redaktor Chromik składa piękny pośmiertny hołd temu, który był dlań autorytetem. Autor rozmawiał z obecnymi trenerami – Waldemarem Fornalikiem i Janem Urbanem. Wśród rozmówców są też Jacek Kazimierski, Ryszard Komornicki, Dariusz Marciniak czy… reżyser Janusz Zaorski, pomysłodawca „Piłkarskiego pokera”.
Jak było w Niemczech?
Druga część książki to zbiór korespondencji z finałów mistrzostw Europy 88′. Poznajemy kulisy, dlaczego jeden z arbitrów był zgrywusem i to dość frywolnym, dlaczego policja musiała zachować czujność, a angielski futbol nie kojarzył się z kindersztubą, czym podpadł Peter Shilton, dając pożywkę mediom, co Holendrów tak zauroczyło podczas spaceru, jaka była specyfika futbolu totalnego Rinusa Michelsa. Redaktor Chromik wykonał rzetelną prace jako wysłannik. Nie poprzestał na relacji z meczów, pokazał mistrzostwa od środka w sposób barwny. Nie zabrakło smaczków, które wzbogaciły tę opowieść o EURO.
Sztuka reportażu – pisanie z emocjami
Trzecia część książki to reportaże, najbardziej poruszające, a nawet smutne. Dla autora artykuł o Samodzielnej Grupie Operacyjnej „Polesie” gen. Franciszka Kleeberga musiał mieć wymiar sentymentalny. To ostatnia jednostka regularnych wojsk, która skapitulowała w 1939 r. Strzały, wywózka, obóz jeniecki – realia wojny zostały oddane dobrze, sugestywnie. Dowiadujemy się, że historia gen. Kleeberga i jego żołnierzy miała dalszy ciąg po wojnie. Pamięć o nich nie została zatarta. Tekst jest wyjątkowy, ponieważ J. Chromik jest znany przecież z pisania o sporcie.
Andrzej Twarowski kiedyś przyznał, że zaczął pisanie dla redakcji od relacjonowania przejmującej historii. Dostał to zadanie od Jerzego Chromika, który sam potrafił robić to tak, by dać czytelnikowi do myślenia. Opisując historię Pawła Ryby, młodego saneczkarza, którego śmierć na torze wciąż jest niewiadomą, ponieważ do zgonu doszło w niejasnych okolicznościach, tego dowiódł. Poznajemy początki Ryby w tym sporcie, przygotowania do startu itd. To chyba lepsze od ścigania się na newsy…
Historia Józefa Szewczyka, który pewnego feralnego dnia dostał mocno piłką w twarz, była dla mnie dużym wyzwaniem. Nie lubię czytać o cierpieniu, w tym przypadku amputacji oka. Opisywany pechowiec zachował pogodę ducha, mimo że jego kariera została przerwana, a na tym chichot losu się przecież nie skończył. Zmarł przedwcześnie w wieku 39 lat. J. Chromik opisał też barwnie dzieciństwo Zbigniewa Bońka. Przypomniał kuriozalne mecze reprezentacji Polski. Konkluzja: Wojciech Łazarek to, owszem, niegdysiejszy mistrz bon motów, ale trener – wizjoner już chyba nie… O jednym z tamtych spotkań słyszeliśmy przy okazji niedawnej potyczki Polski z Albanią. JC zadbał o detale. Na „Piłkarskim pokerze” i wywiadzie z byłym arbitrem wątek korupcyjny bynajmniej się nie skończył…
Autor rozpieścił miłośników dobrego, wnikliwego, wielowątkowego dziennikarstwa, bo książka ma ponad 400 stron, a to dopiero pierwszy tom… To tzw. stara szkoła. Różne gatunki dziennikarskie, czytelny podział – to sprawia, że książkę można czytać „kawałkami”, choć trudno się od niej oderwać, gdy już się zacznie.