Czy mistrza można „wyprodukować”?

Darek Wądrzyk

„Fabryka mistrzów” to książka, która ma stanowić vademecum przyszłego mistrza, wytyczać ścieżki do sportowej doskonałości i wskazywać elementy składające się na prawdziwego profesjonalistę. I rzeczywiście, dostajemy niezwykle szerokie spectrum zagadnień, co jest jednak posunięciem dość ryzykownym. Pamiętać bowiem należy, że przy tworzeniu wykwintnej potrawy ważne jest odpowiednie dozowanie przypraw i właściwe stawianie akcentów, w innym wypadku na naszym talerzu znajdzie się niestrawna mieszanka smaków.

Trening mentalny, kwestia motywacji i właściwego nastawienia, co słuszne, nabiera coraz większego znaczenia nie tylko w sporcie. Kluby i organizacje tworzą odpowiednie komórki mające wspierać rozwój podopiecznych w tych aspektach, a półki w księgarniach uginają się od książek opisujących „wszystko co potrzebujesz, bo wycisnąć z życia 100%”. Czy autorowi udało się wprowadzić do dyskusji o holistycznym rozwoju sportowca nową jakość?

Co za dużo, to niezdrowo?

Blisko 180 stron dzieli się na dwa wiodące elementy – mentalność i motorykę. Autor rozpoczyna od podstawowych zagadnień dotyczących sfery psychologicznej, takich jak charakter, rodzaje temperamentu czy cechy osobowości, pokrótce przedstawiając każde z nich. W dalszej części otrzymujemy zestaw zasad, którymi powinien kierować się profesjonalista czy sposoby na podniesienie motywacji, a nawet zalecenia dotyczące afirmacji. Wszystko poparte przykładami z życia wielkich sportowców i dość efektownymi cytatami. Przytaczane są historie Michaela Jordana, Adama Małysza, Roberta Kubicy, czy Cristiano Ronaldo. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że autor próbuje wrzucić do dyskusji możliwie wiele wątków, nie zachowując logicznie spójnej formy i ślizgając się po tematach, żadnemu nie poświęca dostatecznie wiele uwagi.

Od przygotowania, po przetrenowanie

Podobny schemat dotyczy drugiej części. Poszczególne aspekty poruszane są dość losowo i po macoszemu. Czytamy tu o zmęczeniu, rehabilitacji, diecie, rozróżnieniu sprintera od długodystansowca czy cyklach treningowych, ale każdy z tych wątków wymaga umieszczenia w szerszym kontekście. Tutaj niestety często mamy do czynienia z uproszczeniami. Ponadto można zastanawiać się, czy na przykład rozdział o systematyczności nie powinien znaleźć się w części pierwszej.

Można też odnieść wrażenie, że autor wpadł we własne sidła, z jednej strony podkreślając, że nie można wrzucać wszystkich do jednego worka, z drugiej prezentując niekiedy bezkrytycznie proste rozwiązania, po które każdy powinien sięgać.

Czy właściwie oceniono grupę docelową?

Kolejną zagadkę stanowi to do kogo właściwie skierowana jest ta książka. Autor przekonuje, że do młodych sportowców i biorąc pod uwagę odrobinę infantylną formę, należałoby się zgodzić. Z drugiej jednak strony, można mieć wątpliwości, czy jej forma jest wystarczająco atrakcyjna, żeby zainteresować młodego człowieka wchodzącego w dorosłość i świat sportu. Obawiam się, że człowiek, który dłużej funkcjonuje w sporcie nie znajdzie tutaj raczej nic nowego, a ten, który przygodę z nim zaczyna, wielu rzeczy może nie zrozumieć, poprzez odarcie z kontekstu.

W idealnym jednak świecie, każdy młody sportowiec musi tę elementarną wiedzę, którą znajdujemy w książce przyswoić i powinna ona stanowić przyczynek do pogłębionej dyskusji na temat świadomego planowania kariery. W dobie postępującej intelektualizacji procesu treningowego, gdy najlepsi sportowcy nie są już maszynami wykonującymi polecenia trenera, ale jednostkami, które z pełnym zrozumieniem podchodzą do siebie, swojego ciała i dyscypliny, którą wykonują, zwiększanie świadomości jest jednym z kluczowych elementów.

Każdy potrzebuje innego bodźca

Przy całym zrozumieniu dla konwencji książki, która nie ma stanowić fachowego opracowania, a jedynie pewną wskazówkę dla sportowców będących u progu swojej przygody, trudno nie odnieść wrażenia, że jest powieleniem pozycji, które zalewają rynek i nie wyróżnia się na ich tle niczym szczególnym. Wrzucanie wszystkiego do jednego kotła, spowodowało ponadto wrażenie spłycenia i banalizacji tematu. Być może autor chciał za dużo, za dobrze. Czasem po prostu mniej, znaczy więcej. Nie przekreślałbym jej jednak na starcie, ale zwrócił uwagę na dwa aspekty. Po pierwsze, warto kierować się zasadą, że jeśli z książki zapadnie nam w pamięć choć jedno zdanie, to znaczy, że warto było ją przeczytać. Po drugie, każdy z nas potrzebuje innego bodźca i nigdy nie wiadomo, co będzie „triggerem”, który da początek wielkim zmianom.

Książka została przekazana do recenzji przez autora.