Arsène Wenger. Autobiografia Recenzja

Arsène Wenger. Autobiografia

„Arsene? Jaki Arsene?” – takim tytułem przywitała go angielska gazeta „Evening Standard”, gdy zapadła decyzja o powierzeniu mu zespołu Arsenalu. Pozostałe nieprzyjemności, których doświadczył przy okazji zatrudnienia w Londynie opisuje ze szczegółami w swojej książce, która na polskim rynku ukazała się dzięki wydawnictwu Znak Horyzont.

Jednak czy David Dein, wówczas wiceprezes zarządu klubu, powierzył mu jedynie trenowanie pierwszego zespołu londyńczyków? Po lekturze autobiografii Wengera wiem, że zdecydowanie nie. Wenger ze swoim perfekcjonizmem i umiłowaniem pracy organicznej chciał decydować o wszystkim, co dotyczyło klubu. Dbał o dietę zawodników, wzmacniał sztab szkoleniowy specjalistami z różnych dziedzin, szukał dogodnej lokalizacji dla centrum treningowego, a następnie dbał o jego budowę. Jego motywacją nie było rozbudowane ego, ale poczucie odpowiedzialności za klub. Dla Wengera klub nie jest zwykłym zakładem pracy, w którym wykonuje się tylko powierzone zadania i wraca do domu.

Każdy klub, w którym był zatrudniony stawał się jego pasją. Nawet kosztem rodziny.

Osoby, które poszukują kontrowersji, świetnych anegdot i zajrzenia za kulisy wielkiego futbolu poczują się trochę rozczarowane. Wenger dzieli się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami, ale robi to pobieżnie. Nie odkrywa szerzej nieznanych faktów. Czytamy o historiach, które znamy, tym razem z perspektywy głównego bohatera.


Embed from Getty Images

W rozdziale dotyczących epizodu Francuza w japońskim Nagoya Grampus, autor nie wspomina o Tomaszu Frankowskim, który był jego podopiecznym. O polskich bramkarzach, z którymi współpracował w Londynie, a więc o Łukaszu Fabiańskim i Wojciechu Szczęsnym, przeczytamy raptem kilka zdań. Kibic reprezentacji Polski może poczuć zawód, tym większy, że o takich graczach jak Andriej Arszawin czy Alex Song przeczytamy trochę więcej.

Wenger celnie zauważa, że jego wizjonerskie pomysły sprzed wielu lat, dzisiaj są czymś oczywistym. Można zaryzykować stwierdzenie, że wyprzedził swoje czasy. Układanie specjalnych diet oraz udział w zajęciach z jogi dla zawodników pokroju Paula Mersona było czymś śmiesznym.

W książce niestety brakuje odpowiedzi na pytania, które dręczą fanów Arsenalu. Wenger nie rozlicza się z przeszłością, nie wykorzystuje publikacji do wytłumaczenia się ze swoich decyzji sprzed lat.

W połowie XX wieku, po dziesiątkach lat uznano, że arsen bardziej szkodzi, niż pomaga i wycofano zawierające go preparaty z aptek. Arsène Wenger nie szkodził Arsenalowi, ale w jego działaniach brakowało pierwiastka szaleństwa. Z klubu odszedł jako przegrany, po 14 latach od ostatniego mistrzostwa Anglii.

Jakby z upływem lat zapomniał, że piłka nożna jest przede wszystkim rozrywką.

Uzasadnienie: Dobrze napisana książka, czyta się ją szybko, nie ma uczucia znużenia. Do połknięcia na raz. Wyobrażałem sobie, że dziadek Arsène siedzi obok mnie w bujanym fotelu i przy herbacie opowiada jak to drzewiej bywało. Uważam jednak, że książce brakuje konkretów. Jest dużo o tym jak zmieniała się otoczka wokół piłki, jakie zmiany zaszły w Wengerze wraz z nowymi doświadczeniami i jakie jest jego spojrzenie na futbol. Zagorzały kibic Arsenalu nie dowie się niczego nowego, lecz fan piłki nożnej jako sportu (zwłaszcza młody) spędzi przyjemnie czas.