A ty będziesz piłkarzem Recenzja

A ty będziesz piłkarzem

„Gdy na potrzeby tej książki przenalizowałem swoje życie, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że mogłoby stanowić gotowy scenariusz do filmu. (…) Coś pomiędzy kapitanem Klossem a Jamesem Bondem. (…) Jeśli ktoś uważa, że przesadzam, niech najpierw przeczyta, a dopiero potem ocenia” – pisze Władysław Żmuda we wstępie książki „A ty będziesz piłkarzem”. A jak te słowa znoszą konfrontację z rzeczywistością?

Władysław Żmuda niewątpliwie był jednym z najwybitniejszych piłkarzy w historii polskiej piłki, miał również bardzo ciekawe życie, ale… z tej książki niekoniecznie to wynika. Bo mieć ciekawe życie to jedno, a umieć ciekawie o nim opowiedzieć i tę opowieść właściwie zamknąć w słowach to drugie. Współautorem książki jest Dariusz Kurowski, dziennikarz, mający na swoim koncie spisaną wespół z Jerzym Dudkiem „NieRealną karierę”.

Z technicznego punktu widzenia książka spisana jest całkiem nieźle i czyta się ją płynnie, ale liczne literówki pozostawiają z poczuciem pewnej niestaranności. Nie brakuje też błędów rzeczowych, jak choćby pomylenie strzelców bramek w meczu z NRD w 1981 roku. A jak przedstawia się historia?

Po przeczytaniu kilku, a może i kilkunastu pozycji traktujących o polskim futbolu w okresie PRL-u trudno oprzeć się wrażeniu, że czytamy trochę o tym samym, tylko główną rolę odgrywa inna postać. Władysława Żmudę poznajemy jako młodego zawodnika Motoru Lublin, w którym niekoniecznie widziano materiał na piłkarza światowej klasy, ale pracowitość pozwoliła mu piąć się po kolejnych szczeblach aż dotarł do mistrzostwa polski, europejskich pucharów, medali mistrzostw świata i Igrzysk i gry we włoskiej lidze, której poświęcono w książce sporo miejsca. Zaliczył też epizod za Oceanem, w Cosmosie Nowy York.

Wątki poruszane w książce możemy z łatwością odnaleźć w biografiach innych piłkarzy – komuna i wszechobecna nędza, starcia z aparatem państwowym, esbecja obecna w niemal każdym aspekcie życia, międzyresortowe przepychanki przy okazji transferów i trudności z wyjazdem zagranicę. To był chleb powszedni piłkarzy grających w latach 70 i 80. Nie mogło zabraknąć też wódki, która była nieodłączną towarzyszką życia Polaków w tamtym okresie. Wszystkie te tematy znalazły się na kartach książki, ale mam wrażenie, że zostały potraktowane po macoszemu. Brakuje wgryzienia się w temat, pogłębionej analizy, nieco innego spojrzenia, zwrócenia uwagi na inne aspekty życia. W zamian mamy prześlizgnięcie się po dziesiątkach tematów, ale ich poruszenie wnosi niewiele nowego do dyskusji.

Podobnie jest gdy czytamy o reprezentacji. Afera na Okęciu, sprawa Roberta Gadochy i rzekomych zaginionych pieniędzy, Gmoch jedzący ślimaki, karny Deyny i szpilka Bońka. Żmuda nie rzuca żadnego nowego światła na powyższe sprawy. Trzeba jednak oddać, że jako jeden z nielicznych ujawnił co działo się w kadrze przed meczem z Włochami, który mógł dać nam finał Mistrzostw Świata w 1982 roku i dlaczego, eufemistycznie rzecz ujmując, nie pomogliśmy sobie w przygotowaniach do tak ważnego spotkania.

Ciekawym zabiegiem mogło być wplatanie w narracje rozbudowanych wypowiedzi innych osób, których opisywane wydarzenia również dotyczyły, ale rzadko był to element wzbogacający opowieść. Gdyby doszukiwać się zalet książki, tą na pewno jest pochylenie się nad skalą inwigilacji w polskim futbolu i mechanizmami stosowanymi do śledzenia każdego korku polskich obywateli. Żmuda opowiada o licznych współpracownikach SB między innymi wśród dziennikarzy, również tych, którzy dzisiaj uchodzą za legendy mikrofonu. Autorzy wykonali sporo pracy aby dotrzeć do zgromadzonych w IPN-ie materiałów, wśród których znajdowały się donosy agentów dotyczące choćby Zbigniewa Bońka.

„A ty będziesz piłkarzem” to nie jest książka zła. Jest jednak wyłącznie do bólu przyzwoita. Być może jej odbiór byłby inny, gdyby nie zapowiedzi o brutalnie szczerej opowieści z pogranicza filmów z Klossem i Bondem. Tymczasem poczułem się tak, jak gdyby ktoś oferował mi kupno AK47, a wcisnął pistolet na wodę. Czytelnicy, którym los polskiego futbolu w czasach PRL-u nie jest obcy, będą kiwali głową z myślą: „no tak, już o tym słyszałem”. Ludzie, którzy z tamtym okresem nie są zaznajomieni, dostaną szczątkowe informacje i zostaną pozostawieni z poczuciem niedosytu. Ale być może będzie to dla nich impuls do zgłębienia wiedzy o czasach słusznie minionych?

Reasumując – odniosłem wrażenie, że książka z jakiegoś powodu powstać musiała, lecz jako że autorzy nie mieli na nią pomysłu, udali się linią najmniejszego oporu. Tymczasem kariera Władysława Żmudy i przygody, które na swojej drodze spotykał niewątpliwie zasługują na poważne i pogłębione opracowanie.