Nie mogę nie interesować się węgierskim futbolem, po prostu nie mogę, mając za kolegę zwariowanego na tym punkcie, chłonącego każdy element madziarskiej piłki jak gąbka, Norberta Tkacza. Gdziekolwiek się nie ruszymy, każdy wyjazd i nagrania do programów poświęconych literaturze sportowej kończy się prędzej czy później na opowieściach związanych z tym krajem. Nie miałem wyjścia – sięgnąłem po 90 minut Antala Vegha, aby móc z nim podyskutować. I wiecie co? Ta książka jest fenomenalna!
Antal Vegh wstrząsnął Węgrami w latach 70. ubiegłego wieku, publikując kontrowersyjny esej o wiele mówiącym tytule – „Dlaczego węgierski futbol jest chory?”. O ile był on pierwszym uskokiem, który naruszył fundament problemów trawiących tę dyscyplinę, o tyle wydana pięć lat później książka wywołała już potężną lawinę ze skruszonego wcześniej betonu. A było co demaskować – problemy alkoholowe czołowych zawodników, czy afera „totolotkowa”, w którą zaangażowane było pół ligi. Nic dziwnego, że Wydawnictwo Iskry zatrudniło Tadeusza Olszańskiego i w 1983 roku przełożyło tę głośną publikację na język polski.
Historia oparta jest na relacji Gabora, stopera drużyny grającej mecz w drugiej lidze węgierskiej, którego stawką jest awans do tutejszej ekstraklasy. Narracja budowana jest wokół każdej minuty spotkania, w której główny bohater początkowo kreśli wydarzenia boiskowe, by później, zagłębiając się w kolejne akapity krytykować swoich kolegów z drużyny, wygląd, budowę i całą otoczkę węgierskiego futbolu. Pod przykrywką fikcyjnej opowieści Vegh odnosi się do podejścia ówczesnych zawodników do wykonywanego przez nich zawodu, układów politycznych niszczących sport i korupcji.
Stoper, środkowy obrońca, jest pewnego rodzaju metaforą spojrzenia, jakie Vegh miał na futbol. Napastnik staje samotnie przed bramką, nie widząc co się dzieje za nim. Defensor ma zaś pełny widok na to, co się dzieje na boisku. Widzi jak pomocnicy ruszają się ociężale, bo trener „polecił” im takie a nie inne zadania. Jak pozostali koledzy popełniają błędy – zamierzone i niezamierzone. Gabor to Vegh patrzący na węgierską piłkę. To poeta miał na myśli, gdyby zacytować moją nauczycielkę polskiego z liceum.
Odniosłem wrażenie, że to tytułowe „90 minut” jest nieco chaotyczne, ale czy takie nie miało być? Czy chaos nie był domeną patologicznych czasów tamtejszego futbolu na przełomie lat 70. i 80.?
Dziś książkę dostać można tylko z drugiej ręki, jednak nie jest jeszcze białym krukiem, bo znalazłem ją w ofercie wielu sportowych antykwariatów. Za 10 zł, bo taką zwykle ma cenę, to świetna propozycja na ciekawy wieczór.