1989 Recenzja

1989

Poobdzierane od asfaltu kolana, pordzewiałe bramki będące w rzeczywistości trzepakami i walka do upadłego, do ostatniej kropli potu, do zmroku na osiedlowych boiskach. Z nutą nostalgii czytałem „1989” Grzegorza Kopaczewskiego, nie tylko dlatego, że z okładki witał mnie rok mojego urodzenia. I wiecie co? Podobało mi się.

„1989” jest opowieścią o dzieciństwie głównego bohatera, które naznaczone było miłością do chorzowskiego Ruchu. Uczucia z akcentem dramatycznym, bo spadkiem ukochanego klubu, najbardziej utytułowanego w kraju, do drugiej ligi. Ale nie akcenty stricte piłkarskie są w tej książce najciekawsze. Autor stworzył bowiem siłą rzeczy autobiografię. Co może być w tym aż tak interesującego? To, że jest to autobiografia całego pokolenia. Zwykłego obywatela, jak my wszyscy. Tak jak Przemek Rudzki w „Futbol i cała reszta” nakreślił obraz funkcjonowania dzisiejszych czterdziestolatków w młodości, tak Kopaczewski przypomniał mi, jak wyglądały polskie podwórka pod koniec ubiegłego wieku.

Główni bohaterowie, chorzowskie bajtle, wychowują się pod bacznym okiem kochających futbol ojców, poznając życie poprzez pochłanianie stadionowej atmosfery. Nieco irytująca z początku narracja, trochę jak w „Kolarze nie umierają”, ma ostatecznie swój urok. Ta dziecięca naiwność, ale i wrażliwość, percepcja świata w sposób szczególny nadaje „1989” charakteru, tworząc z tej opowieści emocjonalny rollercoaster. Bo czymże innym jest spadek ukochanej drużyny i mistrzostwo zaraz po rychłym powrocie do ekstraklasy?

Te niespełna dwieście stron przelatuje przez ręce szybciutko, dzięki czemu można przymknąć oko na pewne powtórzenia – gloryfikacja żuru, choć urocza, jest zbyt częsta, podobnie jak wtrącenia o nieufności wobec warszawskiej prasy (choć rozumiem podejście). Nie sposób jednak autorowi odmówić dobrego, ciętego dowcipu, a metafory buduje skomplikowane i oryginalne. Widać, że pisząc tę książkę sam doskonale się bawił.

Cała historia budowana jest tutaj na dwóch fundamentach – zmaganiach ligowych Ruchu, które bohater śledzi jako kibic oraz rywalizacji podwórkowej, szkolnej, gdzie zmaga się z otaczająca go rzeczywistością. Można powiedzieć, że to sentymentalna wycieczka do czasów, które minęły bezpowrotnie. Do Top Guna i kaset VHS, kultowego Commando z Arnoldem Schwarzeneggerem i łuskania słonecznika na trybunach.

Jak udało nam się zauważyć podczas nagrań do „Ligi Literackiej”, Grzegorz Kopaczewski to gawędziarz jakich mało. Niektórym ciężko przenieść taki styl bycia na papier. Jemu się udało. I jest interesująco. Tytuł Historycznej Książki Roku w konkursie „Historia zebrana” mówi sam za siebie.