Wydawnictwo Sine Qua Non od lat jest odpowiedzialne za rozwój polskiego rynku literatury sportowej, będąc niekwestionowanym liderem tej branży w naszym kraju. Przemysław Romański, jeden z jego współwłaścicieli, jest zaś odpowiedzialny za sportowy segment wydawnictwa. Które książki ze swojej oferty ceni najbardziej? Jakie widzi szanse rozwoju rynku? Jakie asy z rękawa wyciągnie w zapowiedziach wydawniczych? Na te i inne pytania odpowiedział podczas naszej niedawnej rozmowy.
– Krzysztof Baranowski, Sportowa Książka Roku: Mamy rok 2010. Trójka znajomych postanawia założyć wydawnictwo. Połącz kropki.
– Przemysław Romański: Patrząc wstecz, te kropki połączyć można dość łatwo: fascynacja literaturą, kulturą, studia z ekonomii, finansów i filologii, praktyczna wiedza z zarządzania produktem i marketingu… To wszystko tkwiło w nas i stanowiło solidną podstawę, ale było porozrzucane i równie dobrze mogło takie zostać. Połączyła nas bliska znajomość i chęć stworzenia czegoś własnego i oryginalnego. Połączyły nas też… zupełnie różne charaktery. Gdyby wydawnictwem miał zarządzać któryś z nas w pojedynkę, istnieje spora szansa, że by sobie nie poradził, bo byłby zbyt twardy albo zbyt miękki, zbyt krótkowzroczny albo zbyt zapatrzony w przyszłość, zbyt zdystansowany albo zbyt bliski wszystkiego, co się w firmie dzieje. Ale szczęśliwe jest nas trzech i idealnie uzupełniamy swoje zalety, a niwelujemy wady.
– Jak w ogóle doszło do tego, że spotkałeś Michała Rędziaka i Łukasza Kuśnierza (współwłaścicieli wydawnictwa – przyp. red.)? Połączyła was praca, prawda?
– Poznaliśmy się w pracy, tak, ale połączyły nas inne zainteresowania: Łukasz od zawsze interesował się promocją kultury, a Michał jest socio FC Barcelony i zapalonym kibicem.
– Sport traktujecie jako absolutny priorytet, ale macie też inne duże segmenty, jak muzyka.
– SQN stoi na trzech filarach. Dwa odrobinę mniejsze to tzw. POP, czyli szeroko rozumiana kultura popularna, powieści, biografie (w tym wspomniane przez Ciebie książki muzyczne) i literatura faktu, oraz IMAGINATIO, czyli dorosła i młodzieżowa literatura fantastyczna. Trzeci filar, największy, to SPORT, który w skali roku stanowi blisko połowę naszej wydawniczej oferty. Tak było właściwie od początku, ale w najbliższych latach te mniejsze kategorie będą wyraźnie rosnąć, a sport… mamy nadzieję, że pozostanie na podobnym poziomie.
– Które decyzje wydawnicze okazały się zatem przełomowe dla SQN?
– Było ich kilka . Pierwsza i najważniejsza to jednak wydanie „Roku w raju” Andrésa Iniesty, wydanie początkowo czysto hobbistyczne , które zostało niewyobrażalnie dobrze przyjęte przez rynek. Wtedy, prawie 10 lat temu, wydaliśmy tę książkę bardzo po amatorsku, ale pasja i doświadczenie wniesione z innej branży pozwoliły nam osiągnąć sukces mimo przeciwności.
– Co jest w takim razie najtrudniejsze w tym biznesie?
– Dokładnie to samo, co np. w klubie piłkarskim: posiadanie odpowiedniej kadry i zgranie pomiędzy zawodnikami oraz odnalezienie odpowiednich relacji czasu i przestrzeni. W wydawnictwie zawodnikami są książki, a wyzwaniem takie zbudowanie całościowej oferty, żeby dobrze do siebie pasowała i cieszyła oczy każdego, do kogo trafi. Z kolei czas i przestrzeń to wydanie książek w odpowiednim czasie i stworzenie im warunków do dotarcia do czytelników i zaistnienia w ich świadomości. Do tego dochodzi odpowiednie zaplecze, czyli nasza ekipa, ludzie, którzy tworzą wydawnictwo od wewnątrz. To są najtrudniejsze i zarazem najważniejsze sprawy w tej branży .
– Są takie książki, często sportowe, które z pozoru są bardzo ciekawe, ale istnieje ryzyko, że na polskim rynku nie przyjęłyby się. Z drugiej strony, chcesz je wydać, bo wydają Ci się ciekawe. Co robisz w takiej sytuacji?
– Rozmawiam. Bardzo bliskie są mi słowa Stephena Hawkinga, który mówił, że wszystkie najważniejsze osiągnięcia ludzkości biorą się z rozmowy, a wszystkie największe katastrofy i tragedie wynikają z… braku rozmowy. Rozmawiamy zatem, w zarządzie, w grupie odpowiedzialnej za zakup praw, na kolegium redakcyjnym. Każdy może zgłosić jakiś swój pomysł i nad każdym się pochylamy. Zdarzyło nam się wydać książki, które nie miały szans na siebie zarobić, ale warto je było mieć w swoim portfolio, bo ich wydanie napawa nas dumą. Zdarzało się, że te książki nas miło zaskakiwały.
– Taką książką, która wiązała się z pewnym ryzykiem, była ta o Mauricio Pochettino. Długo zastanawialiście się, czy ją wydać, ale vox populi, vox Dei. Ostatecznie zdecydowaliście się na jej zakup. Finał Ligi Mistrzów UEFA przesądził?
– Złożyło się na to kilka czynników. Przede wszystkim jako pierwsi na świecie wydamy najbardziej aktualną wersję tej książki – Guillem Balagué i sam Mauricio Pochettino dopisali rozdziały o najbardziej aktualnych wydarzeniach . Dodatkowo osoba trenera stała się jeszcze bardziej fascynująca, a finał LM oczywiście też był pomocny.
– Nie pyta się rodziców, które dziecko kochają najbardziej, ale jestem ciekaw, które tytuły z portfolio SQN uważasz za najciekawsze, najważniejsze lub mają zwyczajnie dla ciebie jakąś wartość.
[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”auto” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]Zobacz, jakie książki wydało Wydawnictwo SQN[/dropshadowbox]
– Masz rację, tych książek jest wiele. Niektóre są po prostu genialną literaturą i jestem bardzo szczęśliwy, że to my wydajemy książki Kuby Małeckiego. Niektóre są pięknie wydane, jak „Barça. Ilustrowana historia”, „Humans of New York” czy „Banksy. Wojna na ściany”. Niektóre są pomysłami autorskimi, nad którymi pracowaliśmy blisko trzy lata, jak antologia „Inne Światy”. Niektóre uszczęśliwiają wciąż rosnące rzesze wiernych czytelników, jak książki Anety Jadowskiej czy Kuby Ćwieka. A niektóre są wyrazem naszych własnych pasji, zamiłowań i fascynacji, jak „Roger Federer. Geniusz przy pracy”, książki o Messim i Ronaldo od Guillema Balagué, „Michael Jordan. Życie”, „Ja, Ibra” i autobiografia Mike’a Tysona. Wymieniać można naprawdę długo, bo wydaliśmy już prawie 450 książek i z każdą wiąże się jakaś wyjątkowa historia.
– Nawiązując zatem do poprzedniego pytania – każdy swoje dzieci kocha bezwarunkowo, ale był jakiś tytuł, z którego byłeś niezadowolony?
– Z tego, że taki tytuł wydałem – absolutnie nie. Ale były takie, na które liczyłem bardziej, niż sobie faktycznie poradziły. Nieoficjalne statystyki wydawnicze mówią, że 7 na 10 wydanych tytułów to tzw. „inwestycje w rozwój”, czyli często nierentowne książki, które z różnych powodów poradziły sobie gorzej, niż powinny. A dopiero pozostałe 3 z 10 tytułów zarabiają na siebie i całą firmę. U nas ten współczynnik jest na szczęście znacznie lepszy. Na 10 tytułów może 2 okazują się przeszacowane, a reszta solidnie uzupełnia ofertę.
– Jak oceniasz rynek polskiej literatury sportowej? Ostatnie lata były bardzo intensywne.
– Literatura sportowa u nas w kraju miała już swoją główną fazę wzrostu, nasycenia, teraz jest gdzieś pod koniec okresu świetności, a przed nami tendencja spadkowa, która może jednak trwać wiele, wiele lat. Tak długo, jak będą pojawiać się nowi bohaterowie i nowe o nich książki. Fakt, większość biografii dawnych i współczesnych gwiazd sportu już się ukazała, ale przyjdą kolejne, a czytelnicy szukają nowych wyzwań. Jeszcze 3-4 lata temu wydanie takich książek jak „Premier League”, „Aniołowie o brudnych twarzach” czy „Calcio” byłoby wysoce problematyczne, ale pojawili się czytelnicy, którzy zaspokoili pierwszy głód i szukają czegoś więcej. 7-8 lat temu można było wydać nieoficjalną książkę o Messim czy Ronaldo i sprzedać kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy. Dzisiaj wydajesz autobiografię Griezmanna, Suáreza czy Tottiego i sprzedają się nie w dziesiątkach tysięcy, a w kilku tysiącach egzemplarzy. Kiedyś czytelnik wchodził do Empiku i miał do wyboru 10 tytułów, dzisiaj ma dedykowaną półkę z książkami sportowymi i ponad setkę książek przed sobą, a jeszcze więcej do zamówienia w internecie – czyli coraz trudniej się przebić. Brzmi to niepokojąco, ale chcę potwierdzić, że jest dokładnie odwrotnie: to jest sukces, i to sukces, do którego walnie się przyczyniliśmy. Teraz celem jest odnalezienie się w tej dzisiejszej rzeczywistości, ale mamy już duże doświadczenie i radzimy sobie całkiem nieźle.
– Widzisz zatem pewne zagrożenia. Z drugiej strony popyt na sportowe historie zdaje się zwiększać.
– Pojawiają się nowi czytelnicy, rośnie nowe pokolenie fanów. Przyszedł do nas niedawno na targach książki chłopak, pokazał zdjęcie swojej kolekcji książek i powiedział, że 8 lat wcześniej namówił mamę, żeby kupiła mu piłkarską biografię, choć ledwo co skończył 10 rok życia i wydawało się, że na nasze książki jest jeszcze za młody. Dziś ma ich kilkadziesiąt i regularnie kupuje nowe. Z drugiej strony, tak jak wspomniałem wcześniej, nakłady pojedynczych tytułów spadają, nasycenie na rynku rośnie, miejsce na półkach w księgarni nie jest z gumy i nie pomieści wszystkiego. Są w kategorii książek sportowych spore wyzwania, które nas czekają, ale jestem przekonany, że największe wydawnicze hity są wciąż przed nami. Zapytaj mnie za 5 lat, jak nam poszło.
– Macie na swoim koncie kilka Sportowych Książek Roku. Jak to robicie?
– Ciężka praca. Odrobina szczęścia. I magia książek. (śmiech)
– Ale sam przyznasz, że magii trzeba pomóc.
– Kluczowe w wydawaniu książek są… książki. Promocja, sprzedaż, jakość wydania, to wszystko bardzo istotne elementy, ale punktem wyjścia jest zawsze książka sama w sobie i historia, którą opowiada. Każdy tytuł, który wydajemy, jest wcześniej na wielu etapach przemyślany i przedyskutowany. Nigdy nie strzelamy w ciemno, tylko zawsze mocno zastanawiamy się nad strategią dla danej książki. I mamy świetny zespół, mieszankę doświadczenia i młodości, na którym możemy w pełni polegać.
– Na przyszłe lata planujecie kilka spektakularnych książek sportowych, m.in. kolejne publikacje Jerzego Chromika – docelowo na rynku ma się pojawić jego „trylogia”, tzn. po „On, Strejlau” będzie biografia Włodzimierza Szaranowicza i jeszcze jedna książka.
– Tak, ma być coś trzeciego, ale ogłosimy to dopiero po premierze książki Włodzimierza Szaranowicza. Mamy autobiografie mistrzów żużla, kulisy kolarstwa, popularne książki dla fanów kosza i niszowe, insiderskie wręcz książki piłkarskie. Będą skoki narciarskie, siatkówka i himalaizm. Będzie się działo, ale co i kiedy dokładnie, na to przyjdzie jeszcze czas.
– Jak wynika z obserwacji wydawnictwa – jeśli polski czytelnik ma do wyboru polską powieść sportową a książkę zagranicznego autora, co wybiera?
– Jeśli chodzi o tego typu książki, czyli sportową fikcję, to zdecydowanie bardziej wolimy polskich autorów. A reszta to kwestia skali i możliwości, bo niewielu jest Polaków, którzy napisaliby dobrą książkę o Neymarze czy Lewisie Hamiltonie. Z kolei żaden zagraniczny autor nie opisze dobrze trudnego przypadku Dawida Janczyka ani nie ujmie kompleksowo złożonego charakteru Andrzeja Strejlaua. Wszystko ma swoje plusy i minusy.
– Nie wszyscy mają ten komfort, że pracują w miejscach, z którymi się utożsamiają. Gdy bywa się u was w wydawnictwie, można odnieść wrażenie, że praca sprawia wam olbrzymią satysfakcję.
– Tak długo, jak sport będzie budził emocje i porywał miliony (a może miliardy?) ludzi, tak długo wydawanie sportowych książek, mimo wielu przeciwności, będzie najwspanialszą pracą na świecie. W SQN to, co nas prywatnie fascynuje, jest jednocześnie tym, co daje nam olbrzymią zawodową satysfakcję i przy okazji przynosi realne korzyści. Jestem pewien, że pasja i zaangażowanie nigdy w nas nie wygasną.
[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”auto” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]Rozmawiał Krzysiek Baranowski[/dropshadowbox]