Jak odradzał się Widzew?

Bartłomiej Najtkowski

W książce „Widzew. Reaktywacja” czytamy o drodze, jaką musiał pokonać łódzki klub, by się odrodzić. Sięgamy do 2015 roku, czyli czasu powstania stowarzyszenia TMRF „Reaktywacja Tradycji Sportowych”. Nie jest to kronika, tylko opowieść pełna smaczków i nieznanych dotąd wątków.

Wydaje się, że książka może być interesująca nie tylko dla fanów Widzewa czy środowiska skupionego wokół łódzkiej piłki.  Narracja bowiem obejmuje wiele interesujących postaci i osobowości, mniej lub bardziej znanych.

Chociaż w książce są wyniki, opisy piłkarzy czy przedstawiony przebieg różnych meczów, to nie jest to schematyczne i powtarzalne. Narracja jest prowadzona dynamicznie i interesująco.

Era Cacka

Czytamy o schyłku ery właściciela Sylwestra Cacka i tym, dlaczego mówiło się, że 700 złotych mogło zaważyć na przyszłości klubu. Dowiadujemy się, na czym polega proces stanu upadłości w przypadku klubu piłkarskiego i jaka jest w tym rola syndyka, który bywa nader drobiazgowy.

Autor Bartłomiej Stańdo ciekawie opisał relację Sylwestra Cacka ze Zbigniewem Bońkiem. Właściciel Widzewa traktował Bońka protekcjonalnie. A jego rządy czasami zadziwiały. Historia Marka Zuba rysującego drzewo może rozbawić albo… przerazić każdego. A opowieści Cacka – żal do kibiców za to, że przywłaszczali przychody z klubowego sklepu czy ocena warsztatu trenerskiego Czesława Michniewicza to też ciekawa sprawa. Jego treningi miały być pozbawione dynamiki. Mało kto wie, że Widzew mógł zostać przemianowany na… FC Łódź.

Swojski Witek i trener-młokos

W tej książce pojawia się naprawdę dużo postaci, ale szczególnie zaciekawił mnie Witold Obarek, trener, który przejął Widzew, gdy nie było wielu chętnych na to stanowisko. Był ochroniarzem, pracował w nocy, aż tu nagle został szkoleniowcem zasłużonej drużyny z bogatą historią. Potrafił rzucać telefonem o ścianę jak cegłą. Do korporacyjnej atmosfery przeważającej w klubie wprowadził normalność i szczerość. „Gotował się szybciej niż woda na herbatę”. Był cholerykiem, ale też swojskim chłopem, niezwykle bezpośrednim i dosadnym.

Czytamy, że „potrafił trzepnąć zawodnika teczką w głowę” podczas odprawy, a gdy dany piłkarz mu się spodobał, wiązał z nim nadzieje, to mawiał: „Na firmę”. Sugerował w ten sposób, by przejść do podpisania kontraktu z takim graczem. Witold Obarek niestety zmarł w 2020 roku, ale pamięć o nim przetrwa z całą pewnością.

Marcin Płuska, obejmując Widzew kilka lat temu, był pełen pasji jako 27-letni trener, nie stara szkoła jak Obarek, tylko osoba z zacięciem, by zdobywać wiedzę, rozwijać się z myślą o swoich trenerskich kompetencjach. Historia tego młodzieńca wręcz jak na trenera jest także bardzo ciekawa.

Oddany Nigeryjczyk

Princewill Okachi to Nigeryjczyk, który trafił najpierw na wypożyczenie do Widzewa już w 2011 roku, a wypatrzono go na Malcie. Pochodził z rodziny dobrze sytuowanej jak na realia w swoim kraju, z nigeryjskiej klasy średniej, a gdy Widzew popadł w tarapaty, on się nie odwrócił od klubu. Przeciwnie, zdecydował się mu pomóc. W 2015 roku, gdy łódzki klub „zleciał” o kilka klas rozgrywkowych, ten zawodnik wrócił do Widzewa. Jego historia też jest warta uwagi.

Religijny Robak

Ciekawy wątek to też transfer Marcina Robaka do Widzewa sprzed lat i rzadko spotykana w piłkarskim świecie, szczególnie w Europie, głęboka wiara w Boga tego napastnika. Zamieszanie z zatrudnieniem Zdzisława Kapki, zasłużonej postaci zwłaszcza dla Wisły Kraków, także zasługuje na uwagę. To, że Widzew był pionierem w Polsce jeśli chodzi o transmisje pay-per-view, trochę mnie zaskoczyło.

Powrót Smudy

Na pewno interesującą kwestią jest powrót Franciszka Smudy do Widzewa i jego podejście do zawodników. Ulubionym, który dawał znaczniki na treningu, przychylał nieba, dopingował ich podczas gierek treningowych jako „swoich”.  Ale zarzucano mu, że nie uczył swoich podopiecznych gry w piłkę, że tego zaniechał. „Styl to nie jest hop na krówkę i już jest cielątko” – twierdził w swoim stylu. Powrót „Franza” do Łodzi jednak przyniósł wiele rozczarowań.

Król Twittera

Autor zadbał o to, by było dużo smaczków. Dlaczego ultrasi Widzewa w pewnym momencie chcieli, by ich drużyna przegrała, kim był grający w Widzewie „król Twittera”, których jednych śmieszył, a u drugich wywoływał konfuzję… Proszę sięgnąć po książkę, by się o tym przekonać.

„Bezdomny klub”

W książce wątki współczesne łączą się z historycznymi, są elementy retrospekcji. Poznajemy więc pokrótce przedwojenne realia w Widzewie i pojęcie „bezdomny klub”. Widzew przed laty nie miał szczęścia do stadionów. Piękne plany w 1997 roku np. storpedowała powódź tysiąclecia, a choć dziś ten klub ma piękny obiekt, to musiało minąć dużo czasu, by tak się stało. Happening z „Marsjanami” to komiczna historia dotycząca stadionu w Łodzi, ją też umiejętnie opisano.

Doradca Lewandowski

Widzew, który spadł z Ekstraklasy, był w tak trudnej sytuacji, że osoby zarządzające klubem, musiały toczyć spór prawny z syndykiem o… herb. Było to dziwne i skomplikowane. Ale dowiadujemy się też, że… Robert Lewandowski polecał piłkarzy z Mazowsza w kontekście ich przydatności do Widzewa.

Serce Łodzi

Stadion określany jako „Serce Łodzi” to miejsce, w którym kibice Widzewa potrafią stworzyć świetną atmosferę. W końcowych fragmentach czytamy o tej otoczce wokół klubu, a także poznajemy prezesa Drożdża i trenera Niedźwiedzia, których fani Ekstraklasy już dobrze kojarzą z ostatniego sezonu ligowego.