Historia potęgi w potężnie dobrej książce

Krzysiek Baranowski

Kilka książek historycznych, w tym tych opisujących wybrane spotkania, niezliczone biografie poszczególnych zawodników i trenerów, jak Alessandro Del Piero, Giorgio Chielliniego, Andrei Pirlo, czy Antonio Conte, a nawet bogato ilustrowany album. Powiedzieć, że fani włoskiego Juventusu są na rynku polskiej literatury sportowej rozpieszczani, to nie powiedzieć nic. Żeby ponownie połechtać ich kibicowskie ego, Wydawnictwo Znak postawiło na kolejną historyczną opowieść o włoskiej piłce. W ogóle i szczególe.

Herbie Sykes to brytyjski dziennikarz sportowy, który dotychczas specjalizował się w literaturze kolarskiej. Jego pierwsza książka, „The Eagle of the Canavese”, czyli biografia włoskiego kolarza Franco Balmamiona, pojawiła się na rynku w 2008 roku i opowiadała historię zwycięstwa tego człowieka w Giro d`Italia w 1962 roku. Kilka lat później swoją premierę miał album „Maglia Rosa”, czyli ilustrowana historia włoskiego touru. Za czwartą publikację, „The Race against the Stasi”, Sykes otrzymał nagrodę „Cycling Book of the Year” w plebiscycie Cross British Sports Book Awards. Za biografię Dietera Wiedemanna, dezertera z NRD, znalazł się również na liście sportowych książek roku „Observera”.

Co ciekawe, Sykes w 2015 roku deklarował ogromną chęć napisania książki o pokoleniu polskich kolarzy z lat 70, zwłaszcza Ryszardzie Szurkowskim i Stanisławie Szozdzie. Nie zrobił tego z powodów finansowych – nikt bowiem takiej książki w języku angielskim by nie wydał. „Po co tworzyć o nich ezoteryczną książkę, skoro można praktycznie zagwarantować sobie zwrot inwestycji i czasu dzięki książce o Wigginsie?” – pytał retorycznie w wywiadzie dla Podium Cafe. Ma jednak na swoim koncie wiele artykułów o polskim kolarstwie, które publikował w mediach tematycznych.

„”(…) rządzący potrzebowali więc, wystarczająco sprawnych i głupich żołnierzy, by ci byli gotowi na męczeńską śmierć dla królestwa. Tyle że z powodu chorób, niedożywienia i potwornej biedy niemal jedna czwarta poborowych nie nadawała się tu do służby. Jedną z przyczyn było uprzemysłowienie. Turyńskie przędzalnie pracowały wydajnie i przynosiły wielkie zyski, a zatrudnienie kobiet i dzieci zdziałało cuda dla produkcji. Pod pozłacaną barokową powierzchnią szalały jednak tyfus i syfilis, szerzyły się alkoholizm i nędza. Liczące około stu trzydziestu tysięcy mieszkańców miasto stało się europejską stolicą szpitali i sierocińców, melin i burdeli. Zamożne i piękne, jednocześnie cuchnęło.

Zagłębiając się w tę lekturę zaciekawiły mnie źródła, na jakich opierał się autor, bo „Juve! Historia potęgi” okazała się książką bardzo merytoryczną. Wewnątrz nie znajdziecie bibliografii, dlatego napisałem do Herbiego z pytaniem, skąd czerpał wiedzę o historii klubu i Włoszech. – Współczesne źródła to głównie La Stampa, Tutto Sport i Corriere della Sera, ale korzystałem także z wielu włoskich książek. Ale głównie skorzystałem na trzydziestu latach obserwacji piłki nożnej i mieszkania w Turynie. Nie możesz zrozumieć Juventusu, jeśli nie zrozumiesz dwudziestowiecznych Włoch i Fiata.

Notując myśli do tej recenzji zmieniałem jej koncepcję trzykrotnie. Po pierwszych stronach byłem zadowolony, widząc, że mimo wcześniejszej eksploatacji Juventusu przez innych autorów ta książka wnosi do tematu coś świeżego. W okolicach 80 strony zacząłem jednak tracić entuzjazm, bo na pewien czas Sykes wpadł w rytm żmudnego wyliczania pewnych wydarzeń z włoskiej historii, które powierzchownie nie mają znaczenia dla jego opowieści. Wydawać się mogło, że autor pisze co wie, lecz nie wie o czym pisze, jak to kiedyś zgrabnie ujął Paweł Czado w naszej rozmowie. Moje wątpliwości co do „Juve!” rozwiane zostały jednak po pewnym czasie.

Embed from Getty Images

To bardzo dobra, bogata w treść pozycja, którą czytało mi się dużo lepiej, od „Historii w biało-czarnych barwach” Adama Digby`ego. Wpływa na to dużo luźniejszy język, często potoczny i kolokwialny, ale jednocześnie przemyślany, pasujący do tego, co czytamy. Sykes szczegółowo przybliża wojenną i powojenną historię Włoch oraz ich wcześniejszego i jednocześnie późnego zjednoczenia. Pochyla się nad znaczeniem rodziny Agnellich, sytuując familię na mapie rozwoju ojczyzny. Juventus nie jest klubem Turynu – jest klubem całych Włoch, małych miast i ich mentalności.

– Fiat musiał sprzedawać samochody wszędzie, nie tylko w Turynie, więc punkt wyjścia był dla Agnellich zupełnie inny. (…) Sprzedają się jako włoski, nie piemoncki klub, i chcą by ludzie dokonywali binarnych wyborów. Chcą, aby ludzie podejmowali decyzje dotyczące miłości i nienawiści, i to właśnie robią Włosi. – dodaje Sykes.

Stadio delle Alpi wspaniale wyglądało z zewnątrz, w środku zaś było badziewiem. Murawę zalewało, bo źle wykonano system odprowadzania wody, siedzenia okazały się niewygodne a atmosfera pogrzebowa. Pamiętam, jak oglądałem tam mecz na trzecim poziomie rozgrywkowym i jakiś starszy pan siedzący obok mnie wyciągnął lornetkę. Spojrzałem na niego, wzruszyłem ramionami, on zrobił to samo. Fa schifo (gówniany), powiedział. Miał rację. Na gównianym stadionie grała taka sama, podług standardu Juventusu, drużyna.

Zdarzyły się polskiemu wydawcy nieliczne literówki, ale są one na tyle sporadyczne, że nie przeszkadzały w lekturze. Bardziej rzuca się w oczy przesadna dbałość o poprawność językową i nadmierna ścisłość w przestrzeganiu zasad gramatycznych. Oczywiście – dbajmy o naszą mowę, to bardzo ważne, ale odmiana niektórych nazwisk, czy pojęć ma w piłce liberalny charakter. Tak Znak „zabił” przecież swego czasu dobrą biografię Kloppa („Robimy hałas„). Tutaj – na szczęście – pacjent przeżył.

Jako całość „Juve! Historia potęgi”, to pozycja godna polecenia. Świeża, inna, merytorycznie bogata.

Książka została przekazana do recenzji przez wydawcę.