Barwne i traumatyczne życie Michała Listkiewicza

Bartłomiej Najtkowski

Kierowca Kazimierza Górskiego, pan Misiu, sędzia, który wywołał furię Diego Maradony, oficjel prowadzący nas za kulisy FIFA, małolat poznający urok życia środowiska artystycznego, dojrzały mężczyzna tryskający optymizmem i opowiadający przejmująco o swoich traumach: morderstwie matki i molestowaniu. Są anegdoty. Jest poważnie i śmiesznie, rubasznie i ze smakiem. Michał Listkiewicz umie opowiadać jak mało kto.

Pan Misiu – kierowca trenera tysiąclecia

Michał Listkiewicz wspomina z rozrzewnieniem Kazimierza Górskiego, dla którego był… kierowcą. Legendarny trener nie miał prawa jazdy, był wykorzystywany przez swoją dobrotliwość i słabość do ludzi, gdy rządził PZPN-em, ale tytułowy „Listek” nie zapominając o tym, przywołuje głównie miłe wspomnienia. Pokazuje trenera tysiąclecia jako prostego, sympatycznego człowieka, brata łatę bez zadęcia.

Podczas objazdu kraju potrafił odwiedzić piłkarzy B-klasy, by żartować, że musi dokonać selekcji w imieniu selekcjonera Strejlaua, któremu zresztą też spłatał figla w związku z jego abstynencją.  Listkiewicz opowiada o Górskim ze swadą, ale też ubolewa nad tym, że u schyłku życia go lekceważono. Nie szanowano tak jak Ferenca Puskasa na Węgrzech.

Kopniak Maradony, papieska pomoc

Wątek sędziowski można długo rozwijać, ale ograniczę się. Na zachętę kopiący w drzwi pokoju sędziowskiego Diego Maradona. Pomoc otrzymana od papieża w kontekście finału mundialu to też ciekawa sprawa. Zaskoczyło mnie to, że w tamtych czasach sędzia mógł być arbitrem głównym w jednym meczu, a w kolejnym – liniowym. Michał Listkiewicz opowiada też o swoich początkach z gwizdkiem, o pracy w Czechach i Armenii. Ten drugi kraj szczególnie go zafascynował, ponieważ gdy miał sposobność bliżej go poznać, Ormianie wykazywali się męstwem w walkach o Górski Karabach.

Nie taki zły Blatter

Michał Listkiewicz wyraził niepopularną opinię, oceniając aktywność Seppa Blattera w światowym futbolu. Obaj poznali się lepiej, gdy Blatter dowiedział się, że ma do czynienia z Polakiem. W końcu miał żonę Polkę. Jeden z polskich dziennikarzy zasugerował, że Listkiewicz to… alfons, który podsunął Szwajcarowi kobietę lekkich obyczajów z Polski.

Listek zresztą miał (nie)szczęście do erotomanów, wszak inny wsadził mu do gabinetu lalkę z seks-shopu. A wracając do Blattera – to koneser sztuki, książkowy mol, który wg Listkiewicza nie tyle kochał pieniądze, co… samego siebie. Pochlebców więc przybywało w jego otoczeniu, co szkodziło jemu i reputacji FIFA.

W innych czasach to byłby mezalians

Listkiewicz opowiada też o swojej rodzinie, matka ze szlacheckiego rodu, ojciec – syn robotnika. Mimo swojego pochodzenia realizował się jako aktor. Młody Michał poznał urok życia w środowisku artystycznym. A aktor i piłkarz Marian Łącz zaszczepił mu miłość do sportu. W rodzinie były też tradycje lewicowe, z czego wiele razy czyniono Listkiewiczowi zarzut. O zgrozo, pradziadek podobno znał nawet krwawego Feliksa Dzierżyńskiego. A skąd zamiłowanie do Kalisza? Można i o tym przeczytać.

Wstrętna polityka

Listkiewicz mówi, że polityka go brzydzi, ale poznał Aleksandra Kwaśniewskiego, który specyficznie gratulował mu udanej kariery sędziowskiej. Donalda Tuska nazwał chłopcem w krótkich majtkach. Lech Kaczyński, z którym chodził do liceum, był… bramkarzem i kibicował milicyjnej Gwardii. Kazimierz Marcinkiewicz to dla niego gbur, który wulgarnie burknął na prośbę o podtrzymanie reprezentantów Polski na duchu.

Z ministrami sportu też była niejedna ciężka przeprawa i to bez względu na partyjną przynależność. Udało się również zawrzeć znajomość międzynarodową – z Viktorem Orbanem, a dzięki wyborowi studiów na zasadzie: wybiorę coś nietypowego, gracze Złotej Jedenastki otworzyli się przed Listkiem.

Nieokrzesany prezes i selekcjonerzy

Wątek PZPN-u – tu najciekawsza jest sylwetka Mariana Dziurowicza – gbura i miłośnika sentencji Stalina o liczeniu głosów . Listkiewicz ocenia też współpracę z kolejnymi selekcjonerami: Engelem, Bońkiem, Jansem, Beenhakkerem. Swoją drogą Engel chyba zaczął jako pierwszy w polskiej piłce tzw. pompowanie balonika.

Boniek rozwinął marketing i PR, sam się zgłosił na selekcjonera i gdy nie szło, zrejterował. Janas poniósł klęskę w Niemczech, ale ciekawy jest wizerunek tego trenera przedstawiony przez Listkiewicza. To tylko pozornie mrukliwy milczek. Beenhakker na początku był czarujący, z czasem już nie zarażał piłkarzy entuzjazmem. Gdy zabrakło Listkiewicza, który go bronił, stał się obiektem ataków. A co do trenerów spoza kraju, przy okazji omawiania wydarzeń związanych z organizacją EURO 2012, warto zwrócić uwagę na opowieści Arsene’a Wengera o historii Polski i Polskiej Szkole Filmowej (Munk, Wajda).

Traumy

Końcowa część książki jest najbardziej poruszająca. Alkoholizm ojca, nałóg, który wynikał z artystycznego niespełnienia, niepokoił syna. Pochodzenie z nizin społecznych, wyrzucenie z partii i relegowanie z uczelni – to był bolesny cios. Pięcioletni Michał był molestowany przez zaprzyjaźnionych z rodziną księdza i aktora. Wstydził się powiedzieć prawdę. Kiedy miał czterdzieści lat, popadł w depresję. Trzymał nóż pod poduszką.

Najbardziej drastyczny jest opis morderstwa matki, której życie odebrała para narkomanów. Tej kobiecie matka Listkiewicza pomagała. Chciała, by wyszła na prostą. Niestety, doszło do tragedii. Listkiewicz został przez sprawczynię oszukany, a kierował się odruchem serca. W życiu najgorsza jest nienawiść – to jego motto. Nie uległ pokusie odwetu. Chciał przebaczyć oprawczyni jak Eleni. Później tego żałował.

„Listek” to książka, w której Michał Listkiewicz dał się poznać jako gawędziarz. W wielu fragmentach to jest jego monolog. Kiedyś sam był dziennikarzem, o czym też opowiada. Widać więc to zacięcie dziennikarskie. A Piotr Wołosik i Łukasz Olkowicz, którzy spisali te wywody, świetnie przepytywali swojego rozmówcę w ostatnim, najciekawszym fragmencie o traumach i korupcji. Byli dociekliwi, nie odpuścili łatwo ws. czarnej owcy i tego co się działo później.