Skok do piekła

Skok do piekła

Przez ponad 30 lat był jedynym Polakiem, któremu udało się wywalczyć złoto na zimowych igrzyskach olimpijskich. Zwycięstwo w Sapporo okazało się jednak dla Wojciecha Fortuny nie furtką do wielkiej kariery, a początkiem końca. O drodze przez prawdziwe piekło polski skoczek szczerze opowiada w biografii napisanej przez Leszka Błażyńskiego.

W 2008 roku nakładem Wydawnictwa FALL ukazały się wspomnienia Wojciecha Fortuny. W książce „Szczęście w powietrzu” mistrz olimpijski z 1972 roku nie był jednak z czytelnikami do końca szczery. Pominął wiele faktów ze swojego życia, które stawiałyby go w niezbyt dobrym świetle. – Wydaje mi się, że Fortuna wtedy nie był jeszcze gotowy na to, by opisywać swoje więzienne przeżycia i inne przykre sprawy – mówił w wywiadzie dla bloga „Książki Sportowe” autor nowej książki o skoczku z Zakopanego, Leszek Błażyński. Dziennikarz „Przeglądu Sportowego” zna się z opisywanym bohaterem od kilku lat, co jest niezwykle istotne w kontekście biografii. Trudno byłoby bowiem liczyć na to, że Wojciech Fortuna otworzy się przed kimś, do kogo nie ma zaufania. Błażyński nakłonił byłego skoczka do podzielenia się historiami, które wcześniej nie zostały nigdzie indziej opublikowane i tak właśnie powstała szczera, a zarazem wciągająca lektura.

Książkę rozpoczyna opis wizyty mistrza olimpijskiego w ośrodku Monaru, w którym Fortuna opowiadał o swoim uzależnieniu od alkoholu i przekonywał, że z nałogiem można skutecznie walczyć. Kiedy zagłębiałem się w pierwsze strony „Skoku do piekła”, od razu przypomniała mi się autobiografia Andrzeja Iwana – „Spalony”, która zaczyna się podobnie. Obaj sportowcy mają zresztą ze sobą wiele wspólnego, więc nie dziwi, że pozycje im poświęcone momentami dotyczą tych samych tematów. Ale zostawmy na razie porównywanie obu książek. Po wprowadzeniu autor biografii serwuje czytelnikom pierwszy rozdział dotyczący hucznego powitania w Polsce świeżo upieczonego zwycięzcy konkursu w Sapporo. Fortunę witało w Zakopanem 20 tysięcy kibiców, a sam skoczek odtąd stał się bohaterem narodowym. Właśnie to miano ostatecznie doprowadziło go do upadku, gdyż każdy chciał spotkać się z mistrzem olimpijskim, uścisnąć mu dłoń, a nierzadko także wychylić kilka kielichów. Dość powiedzieć, że po historycznym sukcesie Wojciech Fortuna zaliczył tournée po całym kraju, opowiadając w różnych częściach Polski o legendarnym już wyczynie. Czy 19-letni sportowiec mógł sam poradzić sobie z tak ogromnym zainteresowaniem?

Sukces, który przerodził się w klęskę

Wywalczenie złotego medalu na igrzyskach to oczywiście najważniejsze wydarzenie w życiu zakopiańskiego skoczka, a co za tym idzie, punkt kulminacyjny książki. Leszek Błażyński poświęca mu pierwszy rozdział, a później wraca do początków. Opisuje dzieciństwo Wojciecha Fortuny, podkreślając, że od najmłodszych lat sprawiał problemy rodzicom i wychowawcom. Autor poprzez wspomnienia bohatera biografii przytacza różne anegdoty związane z tym okresem życia późniejszego mistrza olimpijskiego. Można więc dowiedzieć się, że młody Wojtek wraz ze swoim nieodłącznym towarzyszem Mieczysławem Królem Łęgowskim wpadł kiedyś na pomysł wyrzucenia szkolnego dziennika do szamba, a innym razem wspólnie z kolegą postanowili dopisać nauczycielowi w jego dowodzie… dwójkę dzieci. Podobnych historii jest w książce jeszcze kilka, ale opisowi dzieciństwa Fortuny Błażyński nie poświęca przesadnie wiele miejsca. Właściwie wszystko, co zostało przedstawione w pozycji „Skok do piekła” kręci się do pewnego momentu wokół skoków narciarskich, gdyż właśnie ta dyscyplina od najmłodszych lat stała się wielką pasją złotego medalisty z Sapporo.

Warto jednak zaznaczyć, że napisana przez dziennikarza „Przeglądu Sportowego” biografia nie jest wyłącznie dziełem poświęconym Wojciechowi Fortunie. – Chciałem, aby książka nie była tylko opisem przeżyć Fortuny, ale również pokazała realia lat 70., życia w PRL-u, tego, jak skoki narciarskie były w tamtym okresie niebezpieczne – mówił w rozmowie ze mną autor. Ten cel został zrealizowany, gdyż czytelnik z książki dowie się wiele o historii skoków narciarskich, a także polskiej rzeczywistości lat 70. i 80. W „Skoku do piekła” można znaleźć kilka ogólnych rozdziałów, dotyczących m.in. najtragiczniejszych wypadków na skoczniach czy stosowania przez enerdowskich zawodników środków dopingujących, do czego po latach przyznał się Hans-Georg Aschenbach. Fragmentów traktujących o innych skoczkach bądź ujawniających kulisy skoków narciarskich jest zresztą w książce znacznie więcej. To mocno uatrakcyjnia lekturę, podobnie jak wypowiedzi samych sportowców, do których dotarł autor. Walter Steiner, Franciszek Gąsienica Groń czy Piotr Wala opowiadają bardzo ciekawie, przytaczając wiele anegdot. Szwajcarski skoczek mówi na przykład, że po zdobyciu srebrnego medalu w konkursie, w którym triumfował Fortuna (Steiner przegrał o 0,1 pkt), jego życie zbytnio się nie zmieniło – dalej uczył się fachu rzeźbiarza, a nawet… sprzątał w zakładzie toaletę. To właśnie takie „smaczki”, które pozytywnie wpływają na odbiór książki.

Bo to ciekawe czasy były

W ogóle trzeba przyznać, że „Skok do piekła” czyta się z dużym zainteresowaniem. W biografii brak nudnych fragmentów, a krótkie rozdziały sprawiają, że wręcz „połyka się” kolejne strony. Niezwykle interesujące są także peerelowskie realia, które zostały ujęte w książce. Z jednej strony autor przedstawia wpływ władz na sport Polski Ludowej, pisząc chociażby o tym, że podczas zawodów we Francji Wojciech Fortuna musiał wracać do kraju już po pierwszym konkursie, gdyż chciał się z nim spotkać Edward Gierek. I Sekretarza KC PZPR nie obchodziło to, że skoczka czekał kolejny konkurs. Wykorzystywanie sportu i sportowców w celach propagandowych bardzo dobrze obrazuje także przebieg mistrzostw Polski w 1972 roku. Władze nie rozważały innej możliwości niż zwycięstwo bohatera narodowego z Sapporo, więc w zawodach triumfował Fortuna, choć wielu do dziś twierdzi, że wcale nie skakał wtedy najdalej. Podczas lektury biografii napisanej przez Błażyńskiego czytelnik co rusz natrafia na równie interesujące wątki, które czynią z pozycji „Skok do piekła” fascynującą lekturę, przynajmniej dla kogoś lubiącego czytać o niezwykle „barwnych” latach PRL-u.

W książce bardzo dokładnie opisany został też proces przemycania przez sportowców towarów za granicę podczas wyjazdów na zawody. Fortuna oraz inni zawodnicy z dawnych lat (m.in. Apoloniusz Tajner) opowiadają, co i gdzie opłacało się wywozić (przeważnie wódkę i kryształy) i jakie dobra otrzymywało się w zamian w określonym kraju. Sportowcy, dla których takie działanie było formą dodatkowego zarobku, mówią w „Skoku do piekła” o zabawnych lub pełnych napięcia sytuacjach związanych z tą „działalnością”. Fortuna wspomina na przykład, że podczas jednego z wyjazdów do Czechosłowacji zabrał ze sobą mnóstwo zimowych czapek, które sprzedawał miejscowym. Jeden z działaczy był zdziwiony, skąd tylu Czechosłowaków chodziło podczas zawodów w nakryciach głowy z biało-czerwonym paskiem. Z kolei innym razem bohater książki wywoził z ZSRR sporą ilość złota, która znacznie przekraczała dozwolone limity. Przed dokładną kontrolą uratował go wtedy… posążek Feliksa Dzierżyńskiego, który odwrócił uwagę celnika.

Odnaleźć się w nowym życiu

Jest więc ciekawie, jeśli chodzi o okres kariery Wojciecha Fortuny, ale w nie mniej interesujący sposób zostało przedstawione to, co działo się po odłożeniu przez skoczka nart. Mistrz olimpijski przygodę ze skokami zakończył w wieku zaledwie 24 lat, a pieniędzy nie miał zbyt wiele, więc musiał zajęć się czymś, co pozwoliłoby mu przeżyć. Parał się różnych zajęć – był taksówkarzem, handlował dewizami, złotem, zegarkami i skupował walutę, co było działalnością dochodową, ale w czasach PRL-u nielegalną. Wyjeżdżał także do Stanów Zjednoczonych, gdzie został sprzątaczem, a później prowadził bardzo dobrze prosperującą firmę malarską. Ostatecznie wrócił do Polski i po opuszczeniu Zakopanego przeniósł się na Podlasie, gdzie mieszka do dziś. O tym wszystkim Wojciech Fortuna opowiada w biografii, a w tle tych wydarzeń przewija się wątek uzależnienia alkoholowego, które swoje źródło miało zaraz po zwycięstwie w Sapporo. Było ono przyczyną wielu kłopotów mistrza olimpijskiego z odsiadką w więzieniu na czele. Książka kończy się jednak zdecydowanie pozytywnie, gdyż Fortuna wygrał z nałogiem, wrócił do normalnego życia, a niedawno podjął walkę z otyłością.

Finał jest więc inny niż w przypadku Andrzeja Iwana i jego autobiografii, pisanej przez piłkarza wspólnie z Krzysztofem Stanowskim. Tam zakończenie było przygnębiające, w przypadku pozycji Błażyńskiego jest pełne optymizmu. Gdybym jednak miał porównać obie publikacje i stwierdzić, która z nich jest lepsza, wybrałbym „Spalonego”. Po prostu sposób prowadzenia narracji w tamtej książce bardziej do mnie trafił. Nie oznacza to jednak, że nie warto sięgnąć po „Skok do piekła”. To bardzo dobra biografia, która traktuje nie tylko o życiu sportowca z wieloma życiowymi perypetiami, ale też stanowi interesujące źródło wiedzy o historii skoków narciarskich i realiach PRL-u. Po względem reporterskim to świetnie napisana książka, którą śmiało można polecić wszystkim kibicom, nie tylko osobom pamiętającym Wojciecha Fortunę jeszcze ze skoczni.

[avatar user=”pstoklosa” size=”medium” align=”left”]Piotr Stokłosa – autor bloga „Książki Sportowe”[/avatar]