Błyskawica

Błyskawica

Usain-Bolt-miniNie będzie długiego wstępu, bo najzwyczajniej w świecie takiego nie potrzeba. Pochodzący z Jamajki Usain Bolt, zdobywca sześciu złotych medali igrzysk olimpijskich w Pekinie i Londynie. Rekordzista świata na 100 i 200 metrów wydał autobiografię.

Ludzie nie będący zainteresowani sportem i tak z pewnością Bolta znają. Niemniej wszyscy, którzy pragną dokładniej poznać historię jamajskiego lekkoatletyki i zżera ich ciekawość jak wygląda życie ikony sportu XXI wieku powinni sięgnąć po autobiografię jamajskiego sprintera pt. ,,Szybszy niż błyskawica” wydanej przez wydawnictwo Bukowy Las, które przestało już słynąć z tenisowych publikacji.

Trzeba przyznać, że publikacja„Szybszy niż błyskawica” stosunkowo szybko pojawiła się w naszym kraju, albowiem jesienią ubiegłego roku autobiografia Bolta miała światową premierę. Warto też wspomnieć, że nie jest to pierwsza książka autorstwa jamajskiego sprintera. W 2013 roku na polskim rynku pojawiła się pozycja zatytułowana: ,,9,58 – Autobiografia najszybszego człowieka na świecie”.

„Szybszy niż błyskawica” opowiada drogę na szczyt Usaina Bolta. W książce bardzo mocno zaakcentowano sportową stronę życia Jamajczyka. Co prawda pojawiają się wspomnienia i anegdoty z czasów szkolnych, wygłupów z kolegami, pasji do grze w krykieta czy o wielbieniu klubu z Old Trafford, ale nie brakuje też wątków o ciężkiej pracy, przedsezonowych przygotowaniach i rzecz jasna występach na stadionach całego świata.

Publikacja rozpoczyna się od kulminacyjnego wydarzenia w życiu sportowca, co ciekawe taka inauguracja stosowana jest dość często w biografiach. W tym konkretnym przypadku autobiografię Jamajczyka otwiera dramatyczny wypadek samochodowy z kwietnia 2009 roku, kiedy Bolt wraz z przyjaciółkami byli o krok od śmierci. To zdarzenie dla Jamajczyka było jak objawienie, jak dar od wszechmogącego, aby mógł zostać najszybszym człowiekiem.

Sześciokrotny mistrz olimpijski opisuje swoje początki z lekkoatletyką, w której nie zakochał się od razu, albowiem uwielbiał krykiet. Długo też oswajał się z myślą by biegać na setkę, ponieważ większość trenerów widziała w nim fenomenalnego biegacza na 200 i 400 metrów. Wszystko zmieniło się w 2007 roku, kiedy trener Glein Mills przegrał zakład ze swoim podopiecznym. Motywem takiej decyzji wcale nie były pieniądze a fakt, że podczas treningu na jedno okrążenie, trzeba trenować znacznie ciężej i dłużej, a tego Bolt chciał uniknąć za wszelką cenę.

Z lektury dowiadujemy się, że Bolt został obdarzonym niebywałym talentem, który pozwolił mu wygrywać na początku swojej kariery, jednak im bardziej zaangażował się w lekkoatletykę tym zdał sobie sprawę, że musi więcej ćwiczyć. I tak biega od 15 roku życia, kiedy zaczął wygrywać zawody i bić rekordy. Długo nie trzeba też było czekać na pierwsze międzynarodowe sukcesy. W 2002 roku przed własną publicznością wygrał mistrzostwa świata juniorów. Od tego momentu kariera Bolta nabrała tempa i już nic nie było takie samo…

Ponadto sprinter opisuje jak jego kariera potoczyła się w kolejnych sezonach. Począwszy od nieudanego, choć zapewniającego cenne doświadczenie występu na igrzyskach olimpijskich w Atenach. Debiut na seniorskich mistrzostwach świata w Osace wypadł nad wyraz okazale. Jednak ten występ to było preludium przed Igrzyskami Olimpijskimi w Pekinie. Trzy złota i trzy rekordy świata. Królem sprintu był Usain Bolt. Potem były MŚ w Berlinie i trzy złota i dwa rekordy świata zdobyte indywidualnie. Panowanie wciąż trwało i nadal trwa, albowiem Bolt klasę potwierdził w Londynie. Ponownie sięgnął po najwyższe olimpijskie laury.

W „Szybszy niż błyskawica” sporo miejsca poświęcono przygotowaniom do poszczególnych startów. Jamajczyk zdradza jakie spostrzeżenia towarzyszą mu przed wyścigiem, a także w trakcie biegu. I choć wydaje się, że 10 sekund to bardzo mało, to w tym czasie w głowie sprintera przebiegają myśli w rekordowym tempie!

Kilka cytatów z autobiografii:

„Te czterdzieści osiem kursów zajmowało za dużo czasu, więc zacząłem nosić po dwa wiadra naraz, chociaż ciężar był dwukrotnie większy i sprawiał mi ból. Wydawało mi się, że robię coś na skróty, ale w rzeczywistości rozwijałem muskulaturę. Z tygodnia na tydzień czułem, jak rozrastają się mięśnie ramion, nóg i pleców. Chociaż nie ćwiczyłem w siłowni, wyrobiłem sobie prawdziwe mięśnie. Wyobrażacie sobie? Przez moje lenistwo stawałem się coraz silniejszy”.

„Najpierw musiałem założyć kolce, ale nawet rozwiązanie sznurowadeł wydawało się sporym wyzwaniem. Próbowałem założyć jeden but, ale z jakiegoś powodu nie pasował. Ciągnąłem zapiętek, rozpaczliwie usiłując wcisnąć głębiej palce. Na próżno. Upchnąłem palce i poluzowałem język. To samo! Dopiero kiedy spojrzałem na stopy, po jakichś dwóch minutach szarpania się z butami, dotarło do mnie, że wciskam lewą stopę do prawego buta. Taki byłem zdenerwowany (podczas mistrzostw świata juniorów w 2002 roku – przy red.)”.

„Niektórym może się to wydać śmieszne. Na tym dystansie czas szybko płynie, w nieco ponad 9,5 sekundy jest po wszystkim; w 10, jeśli mam naprawdę słaby dzień. Przez ten czas mam dziką gonitwę myśli, zwłaszcza gdy się spóźnię na wyjściu z bloków. Komentuję na bieżąco, co kto robi przede mną albo gdy ktoś za mną próbuje wywinąć coś głupiego, jak na przykład mnie wyprzedzić. Poważnie, kiedy zasuwam do mety najszybciej, jak potrafię, w myślach gadam do siebie, jakby to miało w czymś pomóc”.

Dodatkowo autobiografia przybliża czytelnikowi osobowość Usaina Bolta. I wcale nie jawi nam się jako człowiek kochający rozgłos i szum wokół własnej osoby. Lubi zabawiać publiczność, robić głupie miny, bo to go relaksuje. Bieganie sprawia mu radość i z tą radością chce dzielić się z fanami.

Czytając autobiografią Bolta dowiadujemy się jak wiele znaczy dla niego szacunek dla drugiej osoby będący nadrzędną wartością, którą wpoili mu rodzice. Mimo bogactwa, złotych medali pozostał skromnym człowiekiem. Może i nie zawsze miał pod górkę, ale to co godne podkreślenia to fakt, iż woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. Zna swoją wartość. Zdaje sobie sprawę, że sześć złotych medali olimpijskich stawia go w gronie najwybitniejszych sportowców świata. Sam mówi, że jest legendą i fenomenem, ale z drugiej strony zachowuje dystans do siebie i swoich osiągnięć twierdząc, że nie może porównywać się z Muhammadem Alim czy Michaelem Phelpsem, ponieważ oni także uczynili rzeczy wielkich. Uważa również, że najsłynniejszym Jamajczykiem wciąż pozostaje Bob Marley.

W autobiografii najszybszy człowiek świata podzielił się swoimi obawami dotyczącej najbliższej przyszłości. Marzy o trzech kolejnych medalach w Rio, ale jak stwierdził to dla niego wciąż odległa perspektywa i wiele się może jeszcze wydarzyć. Ma także świadomość, że najwięcej wysiłku będzie wymagało już samo dostanie się do jamajskiej kadry. Kwalifikacje mogą okazać się najtrudniejsze, ponieważ Bolt na bazie swoich sukcesów zachęcił młodych Jamajczyków do trenowania… Czy ktoś jednak wyobraża sobie Igrzyska Olimpijskie w Rio bez Usaina Bolta?

Ostatnio polscy fani mogli gościć rekordzistę świata w Warszawie. Być może niektórzy zobaczyli go na żywo, może komuś udało się go dotknąć, zdobyć autograf. Tym, którym się nie udało odsyłam do lektury, dzięki niej bliżej poznamy Bolta. Udamy się w niesamowitą podróż do Trelawny, poznamy skromne dzieciństwo mistrza, przez zdobycie międzynarodowej sławy na lekkoatletycznych arenach: Osace, Pekinie, Berlinie, Deagu, Londynie i Moskwie, która na chwilę obecną jest ostatnim przystankiem w karierze Jamajczyka. Z pewnością jednak nie ostatnim.

„Szybszy niż Błyskawica” wyjawia niebywałą historię człowieka. Opisuje drogę do olimpijskich laurów. Drogę nie zawsze usłaną różami, ale nie od dziś wiadomo, że do gwiazd czasem ścieżka wiedzie przez ciernie.