Andrzej Szarmach. Diabeł nie anioł Recenzja

Andrzej Szarmach. Diabeł nie anioł

Polecane
Okładka

Okładka

Jak śpiewała swego czasu jedna z polskich grup muzycznych, „każde pokolenie ma własny czas”. W dzisiejszych czasach – w dobie telewizji i internetu – powrót do wspomnień sprzed kilku, a czasem nawet kilkunastu lat nie jest żadnym problemem. Nasza historia zapisana na nośnikach cyfrowych żyje własnym życiem. Młodsi kibice, nie pamiętający czasów, w których drużyna Kazimierza Górskiego z powodzeniem rywalizowała z najlepszymi drużynami świata, nie chcą – i w zasadzie nie muszą – poszukiwać informacji o latach świetności polskiej reprezentacji w piłce nożnej. Choć to zdecydowanie nie ten sam kaliber sukcesów, podopieczni Adama Nawałki dają aktualnie fanom powody do radości. Nie zmienia to jednak faktu, że jeszcze nie tak dawno w koszulkach z orłem na piersi biegali inni „kozacy”.

Na polskim rynku literatury sportowej pojawiło się jak do tej pory sporo tytułów, związanych z dawnymi gwiazdami rodzimego futbolu. Czytelnicy przeczytać mogli życiorysy takich sportowców, jak Kazimierz Deyna, Grzegorz Lato, Lucjan Brychczy, czy Włodzimierz Lubański. Nie wszystkie miały formę typowej biografii, ale z grubsza przedstawiały one życiowe perypetie głównych bohaterów. Najnowszym tytułem z jakim mamy okazję się zapoznać, jest książka „Andrzej Szarmach. Diabeł nie anioł” napisana przez dziennikarza Jacka Kurowskiego dla Wydawnictwa Dolnośląskiego. To kolejna – po biografiach Joachima Loewa i Manuela Neuera – publikacja sportowa tego wydawcy w ostatnich miesiącach.

Kim jest Andrzej Szarmach? To wielokrotny reprezentant Polski, trzykrotny uczestnik Mistrzostw Świata, dwukrotny srebrny medalista tych rozgrywek. To w końcu król strzelców Igrzysk Olimpijskich z Montrealu i najlepszy obcokrajowej ligi francuskiej z lat 1981 i 1982 według prestiżowego „France Football”.

Choć początek książki to klasyczny opis dzieciństwa piłkarza, dojście zawodnika do „poważnej” piłki to w zasadzie wstęp do prawdziwej opowieści, w której anegdoty zaczynają sypać się jak iskry w stoczni, w której pracował ojciec Szarmacha (choć tylko w roli kierowcy). Z kolejnych stron dowiedzieć można się o jego zawiłej drodze do Zabrza (pomimo zainteresowania Legii), Mielca, czy ostatecznie – do Francji, gdzie w barwach AJ Auxerre, czy EA Guingamp rozegrał ponad dwieście spotkań. Były piłkarz opowiada o kulisach transferów, genezie tytułowych pseudonimów, czy relacjach z selekcjonerami.

Książkę oceniać można m.in. przez pryzmat jego opinii na temat Antoniego Piechniczka, który na Mundialu w 1982 roku nie był skory do skorzystania z umiejętności Szarmacha. Widać, że główny bohater tej opowieści nie przepadał za swoim „szefem”, co owocuje kąśliwymi uwagami na jego temat. Z drugiej strony, „Diabeł” nie jest typem człowieka, który mówiąc wprost „ma parcie na szkło”, zatem historie przez niego przedstawione uznać można za wiarygodne.

„Diabeł nie anioł” to jedna z lepszych publikacji, jaka pojawiła się w tym roku na rynku polskiej literatury sportowej. Książkę czyta się bardzo szybko, w czym spora zasługa dziennikarza Telewizji Polskiej, który odpowiednio buduje narrację. Całość wydana jest zaś w bardzo dobrej jakości.

Ocena - trzeba

[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”auto” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]Krzysztof Baranowski[/dropshadowbox]